Przeglądam historię w przeglądarce i ni cholery.
W wyszukiwarkę na T-Nation wpisałem "ladders tsatsouline" i potem czytałem jak leci. Na pewno te teksty widziałem:
https://www.t-nation.com/training/customized-volume-training
https://www.t-nation.com/training/ways-to-upgrade-your-workout
i ten wątek:
http://tnation.t-nation.com/free_online_forum/sports_body_bigger_stronger_leaner/the_russian_bear
Nie mogę znaleźć jednego artykułu poświęconego drabinom, a kiedyś go czytałem i był niezły.
Zresztą, co tu czytać. Liczby nie kłamią.
Standardowa sesja 5 x 5
Stały ciężar: 5 x 5 x 100 kg = 2500 kg
Z progresją: 5 x 90 + 5 x 95 + 5 x 100 + 5 x 105 + 5 x 110 = 2500 kg (zakładając, że wszystko by weszło)
Drabiny:
5 x 1-2-3 = 30 x 100 = 3000 kg
5 x 1-2-3-4 = 50 x 100 = 5000 kg
5 x 1-2-3-4-5 = 75 x 100... Kurcze, to już jutro by miało być.
I to tylko w jednym ćwiczeniu (za to solidnym), do tego ciągi. Jak mniej - to cięższe. Jak więcej to lżejsze. I do domu.
U Justy brakowało mi objętości, no to ją mam. Jak jutro by weszło planowo to od poniedziałku znowu single żeby przesunąć granicę pewności (mitycznych 70%) i potem znowu wracam do drabin. Niedźwiedź to program hipertroficzny. Jakoś mi się nie składa z kettlami.
Marcelu - a jakoś tak po Orlenie mnie naszła niechęć do biegania. Postanowiłem zajść temat maratonu od drugiej strony. Nie można biegać długich dystansów (40+) przy okazji. Albo się temu poświęcasz, albo daj sobie siana. Najpierw ogarnę siłę (uzależniająca zabawa), potem pójdę w stronę, w którą zechcę. Sylwetkowo, wytrzymałościowo - się zobaczy. Wielkich ambicji nie mam, ale te cztery godziny na maratonie to złamałbym ze łzami w oczach. Ostatnie 200 metrów bym już płakał chyba. Biegałem wielkie plany i życie mnie zweryfikowało. To teraz spróbuję nie mieć planów. Dużo ciężkiego treningu na wiosnę z użyciem siły wypracowanej jesienią i zimą i będzie się biegało. Zresztą dyszkę nocną w Lublinie też chyba pobiegnę.
Grałem z Młodym na PS w jakąś grę machaną i - ironia losu - coś mi pyknęło boleśnie w kolanie.
Na siłowni nic ci się nie stanie (widzieliście na filmie jak ładnie zamykam i otwieram rygielki na gryf? weszło mi w krew
). Na kettlach też. A w domu przed telewizorem głupia kontuzja. Oby się uspokoiło. Voltaren w pogotowiu.
Któregoś dnia zstąpię do piekieł węglowodanowych. Ciągle jestem na skraju ketozy. Robię
trening i godzinę później jedzie acetonem. Nie potrafię jeść więcej węgli. Dzisiaj rano plaster batata z jajkami i smalcem. I jak sięgam pamięcią to koniec węgli. Trochę mąki gryczanej i 25 gramów rodzynek wpadło do placka takiego pieczonego. Najgorsze jednak jest to, że ta utrzymująca się faza przejściowa lekko mnie zamula. W tym tygodniu nie chcę, bo szykują się 3 treningi z kettlami + siłka, ale jak przyjdzie lżejszy dzień to pójdzie keto i potem dobitka z cukrów wszystkich jakie dorwę.