No. Mam podparcie dla łokci. Z telefonu nie miałbym serca wszystkiego opisywać.
Zameldowałem się na spotkanie z trenerem, przebrałem się, zacząłem rozgrzewkę i tak sobie trochę gadaliśmy. W sali ćwiczyła grupa i stałem przy drzwiach (1,5 - 2 m). Poruszałem się, poruszałem i zachciało mi się kręcenia kettlem wokół tułowia. Głupie KB20. Prawej ku lewej 10. Od lewej ku prawej 6 i... nagle j**any wysmyknął mi się z dłoni. Mam odruch niemal psa gończego, że jak odważnik ucieka, to trzeba go gonić i skoczyłem za nim. j**any... Wygrał wyścig. W ostatniej chwili skręcił nieco w bok i przyp******ił w taką dużą taflę szkła. Taka witryna rodem z galerii handlowej. Na szczęście uderzył w taflę boczą, szeroką na jakieś 60-70 cm, a nie w wielką płaszczyznę od strony alejki. Jednak wysoka była pod sam sufit. I jak to szkło bezpieczne-hartowane od razu poszła w drobny mak, a ja znalazłem się w oku cyklonu. Te szyby mają po 15-20 mm grubości, razy ze dwa metry w górę - kilka kilogramów szklanego gradu wyszło. Poczułem się jakby mnie misio polarny pazurami po czaszce przejechał. Poczułem ulgę, gdy zobaczyłem, że do ręki mam przyklejone włosy, a nie kawał skóry. Bo zalało mnie solidnie.
Oczywiście nikt w takich sytuacjach nie potrafi działać.
Poszedłem do recepcji, a tam wręczyli mi apteczkę, żebym się sam zaopatrzył
Panienki mało nie mdlały, ale dzielne były. No to zacząłem się opatrywać. Z łazienki uczyniła się jatka. Zużyłem wszystkie kompresy jałowe jakie mieli na stanie. W tym czasie udało mi się wysłać mejlem numer polisy i dane "sprawcy"
Jak zacząłem się śmiać żeby skołowali więcej bandaża, bo nie będzie jak dokończyć treningu... to zadzwonili po karetkę. Trochę sobie poczekałem. Pogadałem z chłopakami. Miło było. Panowi założyli mi siatkowy berecik i kazali iść za sobą do ambulansu. Iść za nimi to mogłem, a jak zasugerowałem, że może pojadę za nimi do szpitala swoim autem, to mieli wony (a szpital typowa "Nemocnyca na kraju mesta" dawna placówka MSW, wciśnięta między bazy logistyczne policji, jednostkę wojskową i jakieś fabryki)
No nic. Jako, że nie krwawiłem zbyt obficie, to na izbie przyjęć przysługiwało mi miejsce stojące. I tak sobie poczekałem na doktora, na szycie, na RTG. Na szczęście tomograf mi odpuścili. Razem ze dwie godziny stania kołkiem. I jeszcze mnie pytali ile było szwów! To ja miałem liczyć? To do mnie się przyj**ie księgowy z NFZ? No to mi dopisali do rachunku surowicę przeciwtężcową, której zapomnieli mi podać (co stwierdziłem w trolejbusie dopiero). Żeby się kasa zgadzała. I bezczelnie wysmarowali: opieka i nadzór. Dobrze, że na godziny tego nie rozliczają, bo by NFZ musiał niższe wieżowce budować z oszczędności.
A potem z buta na trolejbus. I tyle by było.
Ja - który mam fobię szkła i żeliwa razem - znowu wywołałem kataklizm i szkodę. Rutyna mnie zgubiła.
Wracając wstąpiłem do rupieciarni zaprzyjaźnionej. Bo my tu w Polsce B mamy gałąź gospodarki, która zajmuje się redystrybucją dóbr. To znaczy, że kupujemy auta, meble itp. których używali Niemcy, Holendrzy, Belgowie, Szwajcarzy kilkanaście lat temu. Taki żywy, społeczny recykling, z nami-bakteriami w roli głównej. Dobrze znać swoje miejsce w przyrodzie.
W jednym z takich zakładów pracuje mój były uczeń. Zapytałem o ławki, stojaki itp. Powiedział, że w ciągu 3 dni coś przyjedzie i na 80% będzie w tym jakiś sprzęt z domowej siłowni. Dał mi namiar na lokalnego magnata używanego sprzętu z Niemczech. Gość to ściąga całymi przyczepami, myje, odświeża i puszcza dalej.
Jest jeden feler. Klient ma ambicje otworzyć siłownię swoją i nie wszystko jest na handel. Ma gryfy olimpijskie, około 700 kg obciążenia, ławki, stojaki, maszyny... Tylko chce trochę drogawo. Lepiej wychodzi z sieci. Hantle to widziałem jakieś takie monstrualne. Tego towaru są dwa strychy
Na razie mam to w nosie. Adrenalina odpuszcza i zaczyna mnie boleć łeb.
Dziadek mnie jeden tylko podniósł na duchu.
- Co? Z bójki? Bójka była?
- Nie. Wypadek.
- A... Widziałem jak cię przywieźli. Od razu pomyślałem, że jakaś rozróba była.
Ech... Odpocznę, zjem zupy, posprawdzam, obskoczę interesy, może poćwiczę.