Najpierw tu trochę pozamiatamy
Xzaar - można jeść. Gdybyś jednak miał sobie szczerze odpowiedzieć na pytanie: w jakim tempie obrastałbyś sadłem gdybyś teraz odpuścił treningi? 1 kg dziennie? 5 kg tygodniowo? Pomijam okres tych 7-10 dni kiedy metabolizm goniłby siłą rozpędu. Zakładam, że przestawienie w tryb "nie trenuję - nie jem" wiązałoby się ze sporym dyskomfortem. Ćwiczysz potężnie i jesz tak jak wymaga tego Twój rytm sportowy. Bez dwóch zdań. Sięgasz po ekstrema i na treningach i przy stole. Twoje prawo
Osobiście jakiś czas temu wyrzekłem się takiego podejścia. Chcę żyć dokładnie pomiędzy ekstremami. Nie robię treningów cięższych niż X i dlatego jakoś szczególnie nie muszę się obżerać z ich powodu. Nie zakłócam tygodniowego rytmu organizmu, za to stopniowo dokładam mu obciążeń. Niezauważalnie. Czasem człowiek musi, inaczej się udusi.
Zabrzmi to paradoksalnie, ale są na to papiery. Intensywny wysiłek fizyczny sprzyja tworzeniu w organizmie warunków do... tycia. Brzmi kosmicznie, ale naukowcy już dawno to odkryli. Nie mówię o tym, że od aktywności fizycznej się tyje. Mówię o tworzeniu w organizmie warunków do tycia. Nasze ustroje są genialne. Po prostu brak słów żeby opisać geniusz naszych ciał: szkieletu, układów, zmysłów i ich wzajemnych interakcji. Im więcej wiem, tym większy budzi to we mnie podziw, a wiem tyle co nic. Niemniej jednak ten geniusz ma jedną podstawową cechę: głównym zadaniem metabolizmu jest zapewnienie energii. Tej na potrzeby doraźne (bicie serca, oddychanie, ogrzanie krwi, procesy biochemiczne itp.), tej wynikającej z trybu życia (aktywność sportowa) jak i tej z perspektywą czasową (zapasy na czarną godzinę - czytaj: sadło). Organizm skatowany treningami, niekoniecznie obficie żywiony (jakieś deficyty w imię redukcji, cięcia itp.) wręcz marzy o momencie, w którym będzie mógł się nachapać i znowu nazbierać energii na przyszłość. Chce się poczuć bezpieczny. A jak zjedziesz z %BF poniżej genetycznej granicy, to on wręcz szaleje ze strachu.
Ujęło mnie hasło: "Twój mózg istnieje, by utrzymać cię przy życiu. W dupie ma twoje zadowolenie" (Ruby Wax) I tak jest w istocie.
Na marginesie: może stąd płynie siła natrętnej wizualizacji sukcesu? Co Marcin? Wtłaczasz sobie w podświadomość jakiś schemat, wypalasz nowe obwody w mózgu? Ciekawe...
Wróćmy do meritum. Bo trzeba spleść oba wątki dyskusji.
Jakiś czas temu z dumą prezentowałem swoją znajomość z pewnym dziewczęciem, córką mojej koleżanki. Wyjątkowo apetyczna erotycznie istota, sportsmenka (kiedyś mistrzyni zapasów) - obecnie skandalizująca blogerka (razem z siostrą), przekraczająca granice dobrego smaku i poświadczająca ogromny pustostan we łbie (nie tylko wg mnie). Nieważne. Panna startowała w konkursach bikini cośtam. Pamiętam z jakim wzruszeniem pisała o gościach, którzy zaraz po zejściu ze sceny rzucali się na jakieś batony i jedli płacząc z rozkoszy. Dla niej to było pełne patosu i wzruszające. Dla mnie obrzydliwe.
Czy człowiek pracujący ciężko na dwie godziny formy nie wpisuje się w schematy tych zakłamanych czasów? Czy nie upodabnia się do wypicowanego opakowania na mężczyznę, w którym naprawdę mało mężczyzny? Taka paczka czipsów. Z zewnątrz kolorowa, nabita i pełna, a w środku trochę okruchów. Co powiedziałby kulturystom "starej daty", którzy byli kulturystami całe życie, 24h na dobę, a nie tylko w DT? Że kocha batony? Że płacze jak musi być na diecie? Dla mnie to synonim pewnej postawy. Tych wszystkich oszukanych posiłków itp. Żeby silnego chłopa łamały kaprysy? Niepojęte...
Przypomina mi się tu historia, jak to ruscy nie chcieli oglądać bicepsa mistrza kulturystyki W skrócie: rosyjscy emigranci do USA mieli okazję spotkać mistera czegoś tam. Jego plakat (za który groziły im w ZSRR represje) wisiał na ich undergroundowej speluno-siłowni i niemal się do niego modlili. I nagle - po wyjeździe do USA - pojawia się okazja podziwiać bicepsy mistrza na żywo. Oczywiście komitet powitalny czekał na lotnisku i oczywiście ze słowiańską swobodą kazano misterowi czegoś tam pokazać biceps jak tylko przeszedł przez bramki. Mister odrzekł, iż jego biceps może nie prezentować się najlepiej, bo od kilkunastu godzin jest w podróży, nie pił tyle ile trzeba itp. Na to ruscy parsknęli pogardliwie i powiedzieli, że skoro ten biceps wygląda źle po kilkunastu godzinach podróży, to oni... nie chcą go oglądać w ogóle. Odwrócili się na piętach i poszli w swoją stronę.
No właśnie. Pobiec dalej, podnieść więcej, rzucić czymś, wklepać komuś na ringu/macie, przejechać rowerem, popłynąć - to są wartości mierzalne. Podziwiać gościa, który wygląda jak grillowany kurczak i wystawiać mu za to noty? Odwadnianie, nawadnianie, ketoza, diureza i wspaniały wygląd. Przez dwie godziny... Ejże... Nie wierzę w sportowy charakter tej rywalizacji. I jeszcze w tle czasami pojawia się kasa, która miewa tę właściwość, że zmienia najszlachetniejsze idee w basen z gnojówką.
Absolutnie abstrah**ę od idei stworzenia ciała na wzór Frankensteina. Barki jak ten, nogi jak tamten, klatka i brzuch od tego... A wszystko przerysowane i niemal karykaturalne. Nawet siedzący w temacie czasem wypowiadają się na temat współczesnych trendów w BB, właśnie w tym duchu.
Obiektywność sędziów... Nie będę rzucał oskarżeń. Znam jedną finalistkę bikini coś tam. Pani mi się podoba w realu. Obdarzyłbym ją wieloma tytułami, kluczami do mojego domu i serca (no bez przesady ). Pani wygrała w swojej kategorii. A znamy się z klubu pewnego byłego kulturysty, który odchudza celebrytów, pisze książki itp. Czaicie? Przyszła pani z oponką i dwa lata później staje na pudle w zawodach sylwetkowych. Nic tylko gratulować i bić brawa. Jest w tym wszystkim jednak drugie dno. Specyficzny smaczek. Zawody, w których tryumfowała pani były organizowane przez wieloletnią przyjaciółkę byłego kulturysty i jednocześnie przedstawicielkę pewnej firmy handlującej w Polsce dość kiepskim białkiem w proszku, który to specyfik dostają z urzędu odchudzający się "pacjenci" byłego kulturysty. Kto kuma czaczę, ten doda dwa do dwóch A jak zada sobie odrobinę trudu to wyjdą mu nawet nazwiska głównych osób dramatu. Ja jednak sporo zawdzięczam byłemu kulturyście, a pani strasznie miła i jeszcze, na domiar złego, straszniej ładna. A gniewać się na ładne kobiety, to jak obrażać Stwórcę
Kończę, bo - jak zwykle - zaczyna dyskusja schodzić na kobity I tego się trzeba trzymać... Bo po co to wszystko? No po co?
O właśnie! Jaką moja Lady złapała zajawkę na te kettle po Bielsku! Matko... Zaczynam się zastanawiać czy to był dobry pomysł. Jeszcze chwila i się zdecyduje na wyjazdy ze mną do Lublina. Dzisiaj pierwszy trening. Mam nadzieje, że ręka pozwoli (już jakby lepiej - może ten ból to było świerzbienie do pisania?)
No i do tego trzeba gdzieś upchnąć trening siłowniany. Dzisiaj JS 9:6. Treningi mam w Lublinie w dużej siłowni. Może pojadę godzinę wcześniej i odrobię pańszczyznę. Budzik zadzwoni za 5 minut.
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2015-09-02 06:02:18
------------------------------------
Сила это способность
http://www.sfd.pl/Kettlebells_Sztanga_Bieganie_Sila_dla_cierpliwych_By_MaGor_Vol3-t1078817.html
------------------------------------
Spis treści i indeksy:
https://dl.dropboxusercontent.com/u/69665444/sfd/pub/dziennik/spis_tresci.html
------------------------------------
http://www.sfd.pl/Pomoc_dla_małego_Igorka__serdecznie_zapraszamy_!-t1022615.html