Jak ja jutro wstanę... Zachciało mi się HardStyle... 42 lata na karku i takie rzeczy...
No... Ostro było.
Mamy na sali 5 Maćków. Kołcz - nas czterech. Jeden z Maćków jest zwierzęciem kettlowym. Zawsze przychodzi trochę wcześniej i sobie ćwiczy. Ja też przychodzę trochę wcześniej i dzisiaj sobie razem zrobiliśmy rozgrzewkę (potem żałowałem).
Maciek pokazał Maćkowi jak wyciska się Crackena w Bent Press. No... Robi wrażenie. A sam Cracken? Trudno do niego podejść bez obaw, ale jeszcze trudniej powstrzymać się od podejścia. Taka kupa żeliwa ma własną grawitację i przyciąga.
Swingi robię bez problemu. Ba! Łatwiej niż z KB48, bo rączka szersza i wygodniej trzymam.
Uwaga! Oszukanego Cleana też zrobię (oburącz) i wcale tak nie gniecie. I na jedną i na drugą łapę. Nawet pochyliłem się do Bent Pressa z tą kulą. KB60... Gdyby był o połowę tańszy. To chyba jakbym otwierał własny klub
Trochę lipa było prosić o zdjęcie z Crackenem. Może we wtore nadrobię to niedopatrzenie.
A potem poszło. Kołcz zapowiedział, że nie będziemy robili 500! Biłem dyskretnie brawo. Pracowaliśmy na dwie kule. Zachowawczo wziąłem 2xKB20 (trafiłem w dziesiątkę). Maciek Siłacz wział 2 x KB24 i potem zmieniał. Ja zresztą też
Na 2 x KB16.
Czego tam nie było? W roli głównej swing + fr.squat.
Na zmianę:
10 Swingów - 5 FSQ - 5 Swingów - 10 FSQ itd. Pomiędzy tym wszystkim 3-5 oddechów, czyli tyle co nic. Nie wiem ile razy poszło. Sporo.
Potem kolejna atrakcja: do zestawu dołączył Press
10 Swingów - 5 FSQ - 5 2KB_Press - 5 Swingów - 5 FSQ - 5 Pressów. Przerwy jak wyżej.
A potem znowu ciężej.
Swing, FSQ, Press... High Pull... Na dwie kule. Z przypięciami i sykaniem. No... Tu już szło 2 x KB16
A na koniec odwrotna piramida: 5-4-3-2-1 2KB_MP z
progresją ciężaru. Skończyłem na 2 x KB28 i weszła nowa grupa. Czuję, że nawet jakby jutro te stojaki do przysiadów przywiozła kurierka-nimfomanka, inteligentna, ładna, z pięknym uśmiechem i mądrymi oczami i gdyby poprosiła żebym jej pokazał jak mam zamiar robić przysiady, to musiałbym jej odmówić...
A jednocześnie czuję jakąś satysfakcję i wewnętrzną sprężynę. Gdybym ćwiczył sam to nie umiałbym wyskoczyć aż tak daleko poza strefę komfortu. To dopiero początki...
Wygłodniałem jak wilk. Naszło mnie na sushi. Namierzyłem knajpę po drodze i duchowo szykowałem się na rozdziewiczenie kulinarne tą słynną potrawą. Na szczęście kelnerką okazała się jedna z moich uczennic, którą bardzo prywatnie lubiłem i lubię; doradziła mi inną potrawę. Kurczak smażony z orzeszkami ziemnymi. Na ostro. Z warzywami i ryżem. O tak. Wiedziała co robi. Megasmaczne. I sycące czego się nie spodziewałem. Dosłownie nie dopchnąłem w siebie ryżu. I całość za 20 zł. No... A potem auto, droga, deszcz, koktajl z avocado, kiwi, miodu i koziego mleka... No i spanie nadciąga...