Fajnie
Dowiedziałeś się Marcinie czegoś ciekawego u Leona? Bo czytałem, że byłeś.
Po południu poleciałem na siłkę.
Żadnych kąsków i smaczków nie mam.
WL 97,5 x 1 x 9
MC 142,5 x 1 x 9
I tyle.
Po powrocie do domu aero z odważnikiem 16 kg. Żonglerka i różne zapomniane ćwiczenia. Między innymi ósemka i ósemka z przytrzymaniem. Jakie to miłe ćwiczenie
Starałem się ćwiczyć w widełkach 125 - 140 BPM.
Przez tę monotematyczność nabieram:
a) sztywności w stawach
b) dziwnego braku w koordynacji (żonglerka mnie zadziwiła swoim skomplikowaniem)
c) braku wytrzymałości biegowej (i cierpliwości do tego szlachetnego zajęcia)
d) "kształtów"
Giry mi się robią jak słupy do podpierania dupy: masywne i takie trochę jak u tyranozaura
Muszę ćwiczyć patrząc w lustro, to i widzę
Na siłce całe 170 kg obciążenia. Jak kroję 140 kg do MC, to chłopaki siedzą na ławkach i patrzą z zazdrością. Żeby ich nie dołować, odpoczywam trochę mniej niż każe Justa, ale do odpoczęcia. Ta siłownia to ogólnie epicka jest. Brudno jak cholera. Duszno i śmierdzi. Za to atmosfera niezła. Kilka osób poznałem. Mieszkam tu prawie 10 lat, ale dzisiaj zobaczyłem, że ludzie się garną do aktywności.
W środku miasta, na takim placu, był jakiś pokazowy trening zumby, czy czegoś innego (muzyka i tańce grupowe).
No... Powiem Wam, że takie aeroby to jest coś. Zwłaszcza ze dwie czy trzy te zumbessy, prezentowały się bardzo przyjaźnie dla oka (te kocie ruchy
) Trenejra też. Miałem się zapisać na sztukę walki jakąś i przyniósłbym stamtąd pewnie kilka siniaków. To może na zumbę? Bezpieczniejsze trochę. Chociaż nie. Na studiach grupa zdominowana przez dziewczyny. W robocie też na dzień kobiet się trzeba zrzucać z połowy wypłaty. I jeszcze na treningach? W życiu. Ale coś robić trzeba, bo - czuję siódmym zmysłem - że może lada dzień dojść do trudnej rozmowy.
Zeżarliśmy z Młodym chyba ze 1,5 kg truskawek na kolację. Ogólnie to mi się dzisiaj włączyła faza na miskę. Odkąd sobie zrobiłem dodatkowe usta (poniżej pierwszych), to jadłbym trochę więcej. Dzisiaj było wyjątkowo. Rano usmażyłem sobie placki z jajek, pestek dyni, oleju kokosowego, masła, garści rodzynek i łyżki mąki jaglanej. Miały być na śniadanie i drugie śniadanie, ale tak mnie nasyciły, że poszedłem o tych plackach na trening. Potem tylko solidny obiad i poszedłem ojcować. Spacer godzinny sobie zrobiliśmy z Młodym. Przeciętny ojciec gada z dzieckiem 5 minut dziennie. Postanowiłem poświęcać na ten cel nieco więcej czasu. Bo są rzeczy ważne, ważniejsze,
treningi i dzieci.
Z drabinami się spróbuję. Zastanawiam się, w którym miejscu z ciężarem naprawdę jestem. Czy na pewno jadę z 70% 1RM? Na ławce to wydaje mi się, że jestem poniżej tej wartości. 65%? Nie popadajmy w pychę. Za to w MC mam wrażenie, że to raczej 75-80% maksa.
Postanowiłem jednak konsekwentnie dociągnąć do 150 kg w MC i 110 kg na ławie (w singlach). Wtedy rozejrzę się za okolicą do testów.
Wiedza o maksie byłaby mi potrzebna gdybym chciał skrócić swoją drogę do celu. Jednak nie mając konkretnego celu, a jedynie ograniczenie czasowe, nie będę próbował trykać łbem w mur.
Kettle to mój zawór bezpieczeństwa. Klapki na oczy. Na jednej napisane Simple, na drugiej Sinister. Osiągnięcie celu Sinister to dobry cel. Potrwa pewnie latami, ale mi się nie spieszy
Nad wytrzymałością siłową trzeba będzie popracować. 5 minut wymachów nie zrobi roboty.