Lubię Zimbardo. Zwłaszcza po filmie "5 kroków do tyranii". Warto obejrzeć na YT nawet w kontekście tego co się dzieje wokół, a czym zaczynam powoli rzygać. Dlatego też nie chce mi się czytać o więzieniu dla arabskich terrorystów. Wolę literackie metafory i opowieści o tym jak rodzi się zło, w stylu np. "Władcy much" Goldinga. Polecam.
Byłem wczoraj na zjeździe absolwentów szkoły, w której pracuję. Myślałem, że wpadnę na dwie-trzy godziny i do domu. Nic z tego. Było to wydarzenie fascynujące.
Przede wszystkim: absolwentki. Nie wiem co jest na rzeczy. Roczniki siadały razem i miałem przegląd ostatnich 70 lat szkoły. Powiem tylko, że różnice w wyglądzie pań były kolosalne. Wzrokowo - a jak ma to ocenić facet? - przy jednym stole występowała różnica 10 - 15 lat. W metrykach podobnie, a wizualnie rozjazd kosmiczny. Bardzo atrakcyjne kobiety siedziały obok takich trochę mniej atrakcyjnych i ze zdumieniem dowiadywałem się, że np. są w jednym wieku. Że ta w tej czerwonej sukience, dla której 9/10 mężczyzn dałoby sobie obciąć mały palec u lewej ręki, jest starsza ode mnie o 15 lat (!) - ten brakujący do 10 to statystyczny "tęczowy music box"
No i ogólnie było miło. Muzyka mnie denerwowała, ale... prosta muzyka, dobre światło, lekko podpite atrakcyjne kobiety na parkiecie i jakoś dało się wytrzymać.
Siedziałem przy stole z oficerami WP i trochę pogadaliśmy na tematy bardzo poważne, ale nie będę ujawniał treści, bo byłoby to niegrzeczne wobec moich rozmówców. Jeden wniosek: dbajmy o sprawność, siłę i wytrzymałość ogólną.
Na imprezie pojawiła się pewna postać, której nie mogłem pomylić z żadną inną
Okazało się, że jedna z nowych uczestniczek zajęć (i to jaką uczestniczką...) z kettlami jest absolwentką mojej szkoły, a do tego córką mojej znajomej, polonistką z wykształcenia i uczyła moją córkę w podstawówce. Przemalowała włosy i zmieniła się fizycznie dość mocno na plus, co mnie lekko niepokoi, bo facet w okolicach czterdziestki nie powinien na swojej drodze spotykać określonego typu kobiet, niezależnie od tego czy jest żonaty czy nie.
Nieważne.
Ogólnie zorientowałem się, że na sali znajduje się kilka przebiegniętych maratonów (najlepszy: 3h30') oraz sporo twarzy, które znałem z lubelskich "dyszek".
A dzisiaj trzeba trochę pomyśleć nad skomplikowaną sytuacją i konfliktem wartości. Oto świat sztangi boleśnie zderza się ze światem odważników. Faktycznie gdy były to treningi wykonywane wg mojej kalekiej metodyki, to mogłem sobie pozwolić na komfort nawet dwóch sesji dziennie. Czuje jednak, że jak się hardstyle rozkręci na dobre, to nie poćwiczę za dużo na innych frontach. A jeżeli już poćwiczę, to hardstyle będzie gwoździem do trumny i dobije mnie bez litości. Skoro na etapie uczenia się martwych ciągów, przysiadów i wymachów ze stosunkowo lekkimi odważnikami muszę odpuszczać siłownię, to jak będę wyglądał gdy do akcji wkroczą zarzuty, wyciskanie, rwania i TGU?
Dlatego też - prawdopodobnie - odejdę od planu na bazie Justy w stronę drabin i takiego "ROP na sztangę". Spróbuję popisać na forum Dragon Door w tym temacie. Może ktoś to przerabiał już.
Wstępnie nie wygląda to źle, ale i nieco minimalizuje moje szanse na wyciśnięcie 150 kg do końca grudnia.
Drabiny WL:
Dzień lekki - LD - 5 x 1-2-3
Dzień umiarkowany - MD - 5 x 1-2-3-4
Dzień ciężki - HD - 5 x 1-2-3-4-5
Do każdej sesji dorzucam:
martwy ciąg na zmianę z przysiadami, w objętości... Sam nie wiem jakiej. W dzień ciężki będę chciał spędzić na siłce nawet 2-3 godziny. 5 x 1-2-3-4-5 = 75 powtórzeń, to wymaga czasu. Ciężar - zgodnie z protokołem ROP - powinien być na poziomie 8 poprawnych powtórzeń. Nie chciałbym się jednak cofać zbytnio i postanowiłem, że na ławce będzie to obciążenie rzędu 100 kg, w ciągach 140 kg, a przysiad... 120 kg. Prawie nie robię przysiadów i trzeba się będzie uczyć. Kołcz ostatnio zrobił i pokazał mi zdjęcie moich pleców przy zbyt głębokim goblecie. Urzeczony głębokością siadów nie widziałem podkulania ogona. Nauczę się
Założenia identyczne do ROP:
- Główny bój to WL. Martwy ciąg i przysiady w zależności od sił, albo na podstawie rzutu kostkami (zobaczy się)
- Dążę do zrobienia 5 drabin każdego dnia.
- Jak czuję, że zacznę oszukiwać w następnej drabinie kończę trening
- Robię 5 drabin, nawet jeżeli kolejne powtórzenia miałyby być singlami
- Usiłuję osiągnąć liczbę powtórzeń przewidzianą dla każdego dnia LD / MD / HD
- Po zrobieniu 5 x 1-2-3-4-5 tydzień odpoczynku, a potem dokładam ciężaru.
Tygodniowo wyglądałoby to tak:
PN - HD
WT - wolne
ŚR - LD + kettle
CZ - wolne
PT - MD + kettle
SO - wolne (wedle uznania, ew. MD z piątku)
ND - aktywna regeneracja: rower, wycieczka piesza, może bieganie (wedle woli)
Jak coś nie podpasi logistycznie to ląduje w sobotę. Rozważam zakup 40 kg obciążenia na siłkę w szkole. Miałbym komfort robienia treningu od razu po pracy. A jakby uruchomili prysznice, to nawet przed pracą.
Wiecie, że w polskich szkołach nie ma pryszniców?
W tym tygodniu spróbuję powalczyć w zgodzie z przepiękną rozpiską. O ile nic nie skoliduje z możliwościami, to postaram się dociągnąć rozpiskę do końca i wtedy przesiadka. Coś jednak czuję, że tak się nie da.
Idę na śniadanie. Nie pojadłem wczoraj na tym balu. Nie bardzo było co. Jakiś plasterek boczku, kawałek ryby, dewolaj z ziemniakami i surówką - nic więcej.
Fajne były akcje
Panie przy stole były na diecie (słusznie). Zamówiły specjalne menu i dostały parowanego łososia z warzywami. Co chwilę "szły potańczyć" (chwali im się). Przez przypadek polazłem na inną salę i zobaczyłem jak tańczą przy stole z ciastem, taniec polegający na naśladowaniu ruchów świni przy korycie. Aż im się uszy trzęsły... Żałosne.
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2015-09-13 12:48:13