Kuryło.
Spotkałem się z nim na przystanku, na którym nocował. Godzina, może dwie na rozmowach o biegu, jedzeniu itp.
1. Ma chłop krzepę. I do biegania i do wysiłku w ogóle. Miałem wtedy w aucie odważnik. Chyba 28 kg. Pomimo, że waży około 50 kg wycisnął go nad głowę. Skarżył się potem na ból barku i miałem wyrzuty sumienia.
2. Jego bogobojność wydawała się być szczera i prosta. Taki nawiedzony chłopak z północno-wschodniej Polski. Ciągłe podkreślanie, że "Dżizus to - dżizus tamto. A i Matka Boża dopomoże." Mnie to trochę raziło, bo nie lubię ekshibicjonizmu w kwestiach wiary. Przypomina mi znaczek w klapie Wałęsy.
3. Człowiek ze stali. Serio. Niezmordowany. Po 70 km dziennie z tym domkiem na kółkach w tempie 5'00" to wyczyn.
Zaimponował mi powyższymi punktami.
Natomiast wyczułem w nim jakieś takie parcie na szkło. Być na świeczniku, być w centrum - głosić przy tym wielki nawiedzone hasła. Taki trochę przerost ego. Ale, ale... Jak ktoś biega w ścisłej czołówce imprezy rangi Badwater i Spartathlon, to ma prawo do odrobiny egocentryzmu i próżności.
Nie rzucam kamieniami. No ch**. Z faktami się nie dyskutuje. Gość zostawił szczenną sukę pod bramą schroniska w upał. k****stwo pierwsza klasa. I automatycznie przekreśla te wszystkie wielkie hasła: pokój na ziemi, Dżizas laws ju itp. Hejterom pozwala wylać morze gówna na jego głowę. Przyjaciołom każe milczeć i się wstydzić. I się wstydzą. Czytam w necie głosy kilku katotalibów, którzy biegają "razem z Piotrem" i od zawsze są nim zachwyceniu. Wyczuwam ich po stylu pisania.
Ale medal ma również drugą stronę. Dlaczego to zrobił? Miał zostawić psa z chorą żoną? Jakby nie było kłopot. Dlaczego wśród tylu znajomych nie znalazł nikogo, kto wziąłby na siebie ciężar opieki nad psem? A może nie chciał nikogo w to wkręcać?
A jak na szali leżało uczestnictwo być może w ostatnim Spartathlonie w życiu? Kto z nas umiałby zrezygnować z takiego marzenia w imię szczęścia psa? Pewnie nieliczni. Podjął jakąś decyzję i musi ponieść konsekwencje. Tym gorsze, że nie mówimy o anonimowym Ziutku spod Krzywowierzby, ale o polskim gołąbku pokoju, biegającym tylko z bożą pomocą i w szczytnych intencjach.
Nie wiem tego i się nie dowiem. Z tego co wyczytałem na FB główny zainteresowany nie wytrzymał presji i zawrócił. Gdyby nie zawrócił, to miałbym okazję pogadać z nim oko w oko na tym samym przystanku. Może nawet zaprosiłbym go na nocowanie?
Ogólnie to wk***ia mnie to, że przez całe lata ludzie nie widzieli np. ortografii i języka tego człowieka. A teraz nagle co drugi komentator uważa się za polonistę.
Faktycznie załapałeś się na screena
Przypomniało mi się, że wtedy Kuryło zarzekał się, że nigdy nie miał konfliktu z prawem. Dzisiaj wyczytałem, że jednak jakieś zawiasy miał. Kłamał znaczy się.