Co do michy - dziś jeszcze luźna czyt. jem co chce (bułki z tatarem,
płatki owsiane z białkiem na mleku, ciastka)
A co do treningu:
- Po raz pierwszy od dawna na trening poszedłem z chęcią, trenowałem
by potrenować, bo to lubię, tyrałem ostro aż do upadku wg. tego planu lub aż nadto.
Ból niesamowity, ale w końcu jak trenowałem to nie gapiłem
się na siebie czy ta redukcja idzie czy nie, czy jest mniej lub więcej fatu.
Po prostu poszedłem bo uwielbiam trenować, a nie dlatego, że jest to jeden
z czynników w paleniu smalcu - robieniu formy. (och, znowu ta siłownia kurde, słaby jestem, wyglądam słabo, ale bez tego smalec tak nie poleci yhh, dobra idę...)
No i jakoś wypadło mi z głowy to chore porównywanie się do innych
osób z mega sylwetkami.
Coś pięknego
Brakowało mi czegoś takiego - takiego resetu głowy.
A od jutra już mam nadzieję, że się uda:
~150 białka
~200g węgli
~30-50g fatu
1600-1800 kcal - zależy jak zmieszczę się z fatem.
No i tak sobie będę obserwował.
Do wakacji sporo czasu, ale to nad czym muszę popracować to GŁOWA.
Czyli pozbycie się tego porównywania do Zyzza, jego brata, owcy czy nawet ponczka
tylko kortyzol mi to podbija.
Żeby ten trening nie był już tylko przymusem, narzędziem do palenia fatu.
Może się uda