witam Wszystkich
to ja może zacznę od początku:)
"duża" byłam odkąd pamiętam. Gdy byłam mała pani doktor pakowała we mnie hormony i ja rosłam...w szerz. I tak zostało. W wieku dojrzewania zaczęły się problemy, nie cierpiałam siebie, tego że jestem gruba. Rok temu w sierpniu wzięłam sie za siebie, jeździłam na rowerze, chodziłam na siłownie, starałam się mało jeść, czasem nawet głodowałam. Nie było to mądre ale waga zleciała ze 72 kg do 60 pod koniec września. Mam 165 cm wzrostu więc chciałam dobić do jakichś 55. Niestety od października do marca waga skakała na poziomie 60-65, w kółko. Wpadłam w bulimię, aż do kwietnia.Raz się objadałam raz głodziłam. Postanowiłam coś z tym zrobić, poszłam do psychologa, zaczęłam się leczyć. Już ponad miesiąc nic a nic, czuję, ze zdrowieję, no i bardzo dobrze. Mam nadzieję, że nie wrócę na tę paskudną drogę. Druga sprawa, przez te wymioty, głodówki, objadanie się, przeczyszczanie bardzo rozregulowałam sobie organizm, jem niekiedy bardzo malutko ale wszystko odbija się na wadze. Niekiedy w dwa dni waga podskakuje szybko o 2 kg np po wieczornym zjedzeniu czekolady i kilku bułek. sama chciałam. Ale dalej. W kwietniu przegięłam trochę z tą wycieczką do Kopenhagi... raz wytrzymałam trzy dni, ale wtedy głodowałam praktycznie więc na trzeci dzień głowa bolała no i koniec. Od soboty wzięłam sie jeszcze raz za tę dietę. Jednak przez sobotę, niedzielę i poniedziałek wyglądało to tak: rano kawa, do tej 1 nic, potem
pierwszy posiłek(13), koło 16- 17 drugi i wydawać by się mogło koniec, ale o 20 coś się ze mną działo no i... paluszki, kanapki itd itp, słodyczy w domu nie było. Ale zdenerwowałam się na siebie wczoraj, i dzisiaj reżim.
Wstałam o 7:30(dzisiaj na zajecia wyjątkowo później) trochę poćwiczyłam, wypiłam kawę, wyszłam, Po zajeciach na siłowni niedużo poćwiczyłam, o 15:30 zjadłam 400 g jogurtu naturalnego, 100 g szynki z fileta z indyka. o 18:00 pólowa piersi z kurczaka ( wogóle nie byłam głodna), 5 listków sałaty i biały grejpfrut - jest to drugi dzień, teoretycznie pierwszy. Nie ma się za bardzo do czego przyznawać, wstyd że nie potrafiłam wytrzymać. Jednak proszę Was żeby mnie tu nie zlinczować, bo koniec, biorę się za siebie, opowiedziałam Wam to wszystko, żebyście mogli mi troszkę pomóc....
moje pytania brzmią:
1. czy 2, 5 h przerwy między posiłkami to mało? bo niestety tak mi wychodzi...
2. czy przez te moje 3 poprzednie dni, w których początki dnia wyglądały jak dieta a to wieczorne obżarstwo mogą osłabić skutki diety liczonej od dzisiaj (czyli pierwszy dzień....)
3. bardzo lubię kawę - rano wypijam tak jak podaje dieta, podczas zajęć nie mam możliwości, ale np dzisiaj pomiędzy 1 a drugim posiłkiem wypiłam dwie (oczywiście niesłodzone i bez mleka) czy to ma jakiś wpływ?
4. mięso wołowe źle na mnie wpływa, żołądek mnie po nim boli od maleńkości czy w zamian za to mogę jeść pierś z kurczaka?
5. czy ta dieta w moim przypadku coś w ogóle da? z tą przemianą materii i "przeszłością" ?...
mam jeszcze kilka innych pytań, które mi międzyczasie wypadły z głowy:(
Bardzo Was proszę nie komentować tego w sposób "chciałaś to masz", to jest moja kara, po prostu dusza gdzieś miała chęci a ciało rządziło się swoimi prawami i to jest dla mnie wystarczający ból
być może te pytania były już gdzieś ale ja wymiękłam na dwusetnej stronie tematu, także przepraszam jak powtarzam
Dietą kopenhaską chcę osiągnąć 60 kg (dzisiaj jest 65) a po 4 maja ( gdzieś w tamtych okolicach wypada koniec) przejść na inną dietę i spadać dalej. 24 maja mam wesele...chciałabym wyglądać tak, żeby się dobrze czuć, wiem, że nie można mówić "odchudzam się na jakąś tam okazję" ale to jest taka dodatkowa motywacja, mam nadzieję, że rozumiecie ( w szczególności kobiety) i mi troszkę pomożecie wyjść z tego czegoś w co niegdyś wpadłam:(
pozdrawiam