Witajcie!
Przeczytałam sporo ciekawostek na tym forum i nie mogę się nacieszyć, że tu trafiłam! Jestem w drugim dniu kopenhaskiej i strasznie fajnie jest mieć świadomość, że inni / inne męczą się równo ze mną!
Moja waga z dzisiejszego ranka: 63 kg. Przez święta oczywiście wpadło zatem 3 kilo. Wczoraj, a więc w dniu rozpoczęcia diety, zabrakło mi odwagi by stanąć na wadze, ale nie sądzę, aby różnica była wielka... Zakładam, ze zaczynam z 63. Mam 165 cm wzrostu.
Dziś było ze mną kiepsko... w pracy - słabość, podenerwowanie, kłopoty z koncentracją i obsesyjna chęć na coś słodkiego. Nie poddałam się :) O dziwo taki stan nie przeszedł po zjedzeniu lunchu (który dzisiaj zamieniłam z obiadem, bo tak wygodniej w pracy). Czyli lunch (jogurt i szynka) o 12, a obiad (owoc, mięsko i sałata) dopiero ok. 17.30. I tak szczerze mówiąc... strasznie wielki ten obiad! Przyznaję, że zamiast wołowiny - pierś z kurczaka. Postaram się nie robić więcej takich "zamiast", ale nie miałam wyboru dzisiaj! I czy ja dobrze patrzę, że ma być 250 gramów tego mięska? Ledwie to wtrąbiłam, a tu jeszcze owoc... (zaczęłam od sałaty, 1/3 główki, hehe) Wybrałam jabłko, bojąc się cytrusów. Moje spostrzeżenia - strasznie wydało mi się słodkie, no i... strasznie wielkie, jak juz przyszło do zjedzenia...
Czy to jest normalne? Może ja coś robię nie tak? A przecież w pracy literalnie zdychałam z głodu!!!!!!
Teraz siedzę sobie najedzona i zadowolona, ale potwornie obawiam się jutrzejszego ważenia. I coś mi się zdaje, że ja to przytyję na tej diecie... możliwe to?
Będę relacjonować na żywo. Próbowałam już różnych diet i generalnie z dobrym skutkiem - z 85 na 60, ale w ciągu paru lat. Te ostatnie kilogramy zejść już nie chcą, więc zdecydowałam się na kopenhaską. Jeśli zadziała - to z czystym sumieniem powiem, że to "dieta - prawie - cud". Oczywiście plus silna wola ;)
Bardzo gorąco pozdrawiam wszystkich tutaj :) Myślę, że wspólnie damy rade osiągnąć nasze cele ;)javascript: test('
');
javascript: test('
');