TYDZIEŃ I
Przebieg treningu (30s przerwy):
Rozgrzewka standard + 20 burpees.
1. Fajnie poszło, chociaż ostatnia seria i ostatnie powtórzenia wyciskania płasko ledwo, ledwo. Postaram się dołożyć na następny raz.
2. Pierwsza seria ok, nawet się zastanawiałam, czy nie za mało wzięłam, przy drugiej było jednak bardzo trudno. Trzecia skończona, ale z bólem i łzami. Tutaj zdecydowanie gorzej mi idzie z wyciskaniem na skosie.
3. Wydawało mi się, że to pikuś, ale złapać równowagę to cud. Do tego czułam, że wygięłam się w łuk.
4. Fajnie szło. Obciążenia dobrane idealnie - tak, że dałam radę do ostatniego powtórzenia, ale modliłam się o koniec. Najbardziej bolały mnie palce
. Faza w górę 3 s zachowana.
5. JW, z tym , że ostatnich powtórzeń nie pamiętam
. Wiem, że wydawałam dzikie odgłosy sapania. Nie mogłam się ogarnąć po.
6. Przed tym ćwiczeniem nastąpiła dłuższa przerwa, bo po wcześniejszych nie starczyło mi siły na założone 3kg i kombinowałam z łapaniem równowagi i obciążeniem. Ostatecznie wyszło mi dopiero z 1kg - czuję się jak cienias.
Ogólnie - sam trening poszedł szybko. Nie ma czasu na myślenie i fajnie się robi. Nie jest ani trochę nudny. Wydawało mi się nawet, że nie jestem zbytnio zmęczona, ale zweryfikowała to tabata, którą zrobiłam w ramach interwałów (ze względu na ten katar jeszcze nie wychodzę biegać, do tego
zakwasy na udach, które raczej mogłyby mnie blokować w rozwijaniu szybkości). W założeniu były x tabaty i je zrobiłam. Ale się nie miłosiernie styrałam przy tym, a w połowie drugiej to już raczej o mocy nie było mowy. No i oczywiście, pomimo zjedzenia śniadania jakieś 1,5h wcześniej, w trakcie treningu poczułam ssanie w brzuchu. Na szczęście najadłam się łososiem, ryżem i toną warzyw (kalafior i brukselka).
Zmieniony przez - porandojin w dniu 2013-12-20 15:24:00