Całe szczęście oddychać jeszcze mogę przez gębę więc nic nie stało na przeszkodzie, żeby zrobić trening. Mała skucha jednak poszła, czyli z koncentracją nie było najlepiej. Z jednej strony miałem założone 2.5kg mniej, niby się rozglądałem, ale zwaliłem na to że krzywo pod sztangą stawałem. Jak przyszło do ściągania talerzy, to wyszła premier z worka.
Tak czy siak, siady rozgrzały a i odetkały kichę (niestety tylko na chwilę). Trochę za szybko robiłem i parę razy kolana przesuwało do przodu, ale ogólnie nieźle. Raz udało się naciągnąć procę tak jak lubię - robocza nazwa - jaja w pokrzywach, czyli wstajesz szybciej niż siadasz. Niestety bardzo rzadko mi się to udaje. W przyszłym tygodniu już będą 6ki (i chwała Bogu).
Ławka bez historii
Przysiad HB: 3x10x127.5(miało być 130)
WL: 3x10x90
Be zasranego orbi - robię siarę powoli, szybciej mi się odechciało niż zachciało
Jutro kurier ma przywieźć slingshota, Wzorek napisał, żeby mądrze wprowadzić, więc trochę podumałem i wyszło, że na dodawanie pracy w cyklu tygodniowym się nada idealnie. Czyli, jak wytrzymam, to w Piątek/Sobotę będzie procowane A jak nie to już jutro