No, panowie, ze tak mnie urządzicie to się nie spodziewałem
Keradzie, jak skończyłem, to nie wiem czy chciałem ale puściłem
, dobrze, że nikogo nie było w pobliżu, bo niezła siara.
Marcinie, na 10 razy nie ma szans po 5tym zwłoki.
Do tych interwałów to się trzeba psychicznie nastawić a nie tak hop siup jak ja, to co dzisiaj wykonałem (i jakimś cudem przeżyłem) to nie wiem czy wogóle w sporcie ma swoja nazwę
Więc, po pierwsze to trzeba dobrą chwilę zapyerdalać jakby pies gonił, żeby wejść na te 170 i już nie wspomnę, że za pierwszym sprintem na początku zapomniałem oddychać. Po drugie schodzenie z tętnem truchtając w moim wypadku wydłużyło cały proces w nieskończoność a przynajmniej do czasu, żeby pomyśleć iż nigdy chyba nie spadnie. Po drugim sprincie chciałem zalegnąć w trawie więc maszerowałem, po 3cim pamiętam tylko, że mój umysł i usta krążyło wokół
Po 4tym to już nic nie myślałem a po 5tym użyźniłem teren i zastygłem w pozycji oparcie na kolanach aż się ściemniło, przypomniałem sobie jak się nazywam i którędy do domu.
Minęło 2h a dalej jestem nie swój. Jak mam dalej to kontynuować to chyba jednak w terenie zabudowanym, w razie czego szybciej mnie ktoś znajdzie
. I jednak muszę biegać na stałym odcinku,patrzenie na zegarek podczas zapieprzania jest mega niewygodne i zabić się można. Jutro próbuję jeszcze raz, mam nadzieję, że będzie lepiej bo wiem czego się spodziewać (motikon pawia). Swoją drogą ciężko utrzymać stałe
tempo, dwa razy mignęło mi 179BMP.
Siłownia we wtorek, na którą ze względu na bark nie cieszę się tak jak zawsze.