Pierwsza relacja startowa w moim dzienniku więc musi być harcorowa.
Relacja 5150 WARSAW TRIATHLON 12.06.16
Gdy na akademii triathlonu zobaczyłem po raz pierwszy wpis z newsem o tym że, w stolicy będą rozgrywane zawodowy pod patronatem IM, od razu wiedziałem, że będę w nich brał udział. Olimpijka to nigdy nie będzie moja mocna strona, z powodu nędznego pływania dlatego przed sezonem nie napinałem się na ten start. Start w zamyśle miał mi dać zapoznanie z większą imprezą TRI, z tym jak działają strefy workowe i takie tam inne duperele. Dodatkowo uznałem że fajnie będzie zrobić jedne większe zawody, aby można było zobaczyć na czym stoję, jak wypadam na tle innych zawodników z mojej kategorii M18 i przyszłej M25 oraz jak wygląda impreza z pod znaku IM. Zawody w Gdyni odpuściłem, uznałem że nie ma sensu tłuc się przez całą PL żeby zrobić jakiś xxxx wynik i słabe miejsce, odłożyłem to na następny rok, gdzie będę chciał ugrać bardzo solidny wynik. Odpuściłem IM w Gdyni a tu taki kwiatek w Warszawie.
Zapisy ruszyły, oczywiście wisiałem na komputerze czekając na start i oczywiście serwery poszły, wznowienie za 20 minut. Mi jako nie licznemu, udało się zapisać bez problemów za mniejszą kwotę startową. Chyba było to 75 euro, nie pamiętam już. Wklepałem termin w kalendarz i pięknie mi się wszystko komponowało. 1/4 w Białce tydzień wcześniej, jak znalazł na przetarcie i 5150 w następny weekend. Luksus!!!
Trasy
Trasy i strefy jak na poniższych rysunkach. Z ciekawszych rzeczy jakie mi się rzucały w oczy to trasa kolarska, a mianowicie jak będzie w plecy to na całej trasie, jak w twarz to też na całej. Może być mega szybko albo mega wolno.
O trasie biegowej pomyślałem, że będzie wolna bo mnóstwo nawrotek i skrętów, a ja jestem zawodnikiem wolno się rozpędzającym, niczym żółw
Przed startem.
Tydzień przed startowy wyglądał jak każdy inny tydzień przed poprzednimi zawodami (wypracowałem schemat), po 1/2 w Jacni i problemach żołądkowych na Białke przetestowałem inne żywienie, coś w style 3 dni białka, tłuszcze potem węgle. Nie było problemów z żołądkiem więc postanowiłem to powtórzyć. I tak czwartek, piątek, sobota jedzenie prawie bez tłuszczu, leciało 2kg frytek pieczonych, 1kg pizzy,
omlet z płatków owsianych (150g) i 4rech jajek (jak co dzień), pieczywo, gotowane jajka (świetnie je toleruje). Nakarmiony byłem dobrze.
Na sobotę miałem zaplanowaną poranną zakładkę, jak przed każdym startem. 40 minut trenażer, 20 minut biegu. Nie mogę mieć ani piątku ani soboty bez treningu bo łapią mnie skurcze na zawodach i ogólnie mięśniowo słabo się czuje wtedy (testowane). Co ważne w tygodniu przed startem nie jeżdżę rowerem po drodze, tylko trenażer. Ma to uzasadnienie, jak ktoś będzie chciał wiedzieć dlaczego to rozwinę. Wstałem o 7dmej rano, spakowałem torbę zrobiłem zakładkę.
Po tym rozruchu wróciłem, rolowanie łydek i szybkie rozmontowywanie roweru i pakowanie gratów. Oczywiście cały tydzień miałem to zrobić wcześniej i wyszło jak zawsze. Samochód mam malutki (C2), to i rower musze solidnie rozkręcić i zabezpieczyć przed porysowaniem. Wszystko spakowałem, zjdałem rzeczony kg pizzy, zrobiłem jedzenie na resztę dnia i dzień następny i wyruszyłem w trase do Wawy.
Wyjechałem ok. południa. Na placu teatralnym, gdzie czekał na mnie suport w postaci kolegi, byłem ok. 15.00. Odebrałem pakiet. Samochód zaparkowany był praktycznie przy placu, więc nie musiałem nigdzie łazić. Z kolegą skręciliśmy rower i udaliśmy się do miejsca gdzie podjeżdżały autobusy i zabierały zawodników i kibiców do T1. Przed skręceniem rowerów, w strefie T2, zostawiłem worek z butami biegowymi, daszkiem i skarpetkami.
Autobus widmo (nikt nie wiedział kiedy podjedzie i jak kursuje) podjechał, załadowaliśmy się z rowerem i resztą gratów potrzebnych do strefy w tym: kask, buty, okulary, pakiet startowy itd. Czekaliśmy na niego dobre 30 minut. Dojechaliśmy do T2 po ponad godzinie jazdy.
W strefie ruch, ludziska wstawiają rowerki. Odbieram czujnik czasu na kostkę, sprawdzają czy rower jest sprawny, zakładam kask na bańkę, robią mi zdjęcie (można je kupić za 9zl= przystępna cena -) ) i wprowadzam rowerek. Zawieszam go na stojaku, buty montuje w pedałach, do tego gumki recepturki itd. (nauczyłem się tego na poprzednie zawody – musi być PRO). Numerek miałem 101, miejsce zawieszenia niedaleko PROsów, pierwszy rząd, nie pomylę pomyślałem.
Poszedłem z kumplem zobaczyć zalew, bydle wielkie, myślałem że będzie mniejszy, po czym udaliśmy się na przystanek. Poczekaliśmy na autobus do Wawy, przyjechaliśmy do kumpla do domu. Posiedziałem, pogadałem, zjadłem itd. Poszedłem spać ok. 23.
Dzień startu
Wstałem o 5,00, autobusy na start odjeżdżały o 6,30-7,00, chciałem się zabrać. Wyszliśmy z domu była po 6,00. Kolega mówi że nie wie czy zdążymy, więc kalkulacja jedziemy samochodem Podwiózł mnie na start a sam wrócił.
W strefie było kilkanaście osób, które podobnie jak ja przyjechało na własną ręke. Zabrałem pompkę z serwisu, nabiłem koła na 9,5 bara, zatankowałem bidony. Jak wychodziłem ze strefy pojawiła się horda zawodników która jechała autobusami. Podbno było ciężko się zabrać, ścisk, na stojąco itd., jechali nawet prosi. Szkoda że sam się nie zabrałem.
O 8,30 trzeba było oddać depozyt. Byłem sam, więc wszystko musze tam władować. Start mojej fali o 9,10. Trochę słabo bo trzeba oddać buty, jak tu pobiegać na rozgrzewce? Piankę musiałem ubrać przed złożeniem depozytu. Pobiegałem na samym początku rozgrzewki, nic szczególnego kilkanaście sprintów na tempach startowych. Trochę rozciągania. Miałem ze sobą specyfik przeciw obtarciom trislide, popsikałem się na kostkach, stopach, nadgarstkach, szyi. Testowałem go w Białce, super sprawa, piankę można zdjąć jak PROsiak. Pogadałem z 2ma zawodnikami z mojej kategorii. Jeden startował po raz pierwszy inny po raz drugi. Ten drugi mówi że przyjechał tu po 2,10 – nieźle (pomyślałem), ja po 2,20. Kolega chyba wygrał M18 z czasem 2,13. Trzeba poznawać konkurencje -))
Około 9tej rozgrzewka w wodzie, przy starcie PROsów. Trochę popływałem, zmoczyłem się i udałem się do strefy startu. Ze mną startują M25 i kobiety, około 140 osób. Czekamy, czekamy, czekamy. Komunikat od organizatora, start przełożony o 20 minut, nie podali przyczyny. Przed 9,30 wszedłem jeszcze raz do wody, ten sam rytuał. Stoje w strefie powtórka. start 10. Powód – znaleziono, jakiś podejrzany ładunek. Ludziska się denerwowali, ja spokojnie jak zawsze, przyjechałem tu zrobić robotę nic mnie nie wzruszy. Organizatorzy chcieli nawet pościć wszystkich na raz do pływania. To mnie zmartwiło 800 osób a start ciasny. Na szczęście w ostateczności zdecydowali puszczać nie co 10 minut jak było w planach na początku tylko co 5. Humor mi się poprawił. Trochę się martwiłem tą obsuwą godzinną czy mi się jeść nie zachce na trasie, miałem tylko 50g rodzynek na rower i tyle. Na biegu pewnie coś będzie, pomyślałem.
Sekundy do startu. 0 stresu, na zawodach mam tylko jedną myśl – robisz swoje to co na treningu. A 3 tygodnie w maju przed zawodami to był okres treningów życia, robiłem ogromne ilości jakości przy sporej objętości, miałem nadzieje że to odda. Zaniedbałem pływanie ale tu w 3 tygodnie nic nie mogłem zrobić za to objeździłem się na rowerze i obiegałem na prędkościach życiowych. Niczego się nie obawiałem, jedyne co mnie martwi przed każdym startem to pływanie, żeby wyszło na tyle dobrze żeby była możliwość walki o założenia czasowe. Tu założeniem było łamanie 2,20 na całej trasie, chciałem popłynąć tempem jak w poprzednich startach przy dobrej nawigacji.
Pływanie
Ruszyliśmy. Puściłem sporo ludzi, czas liczył się netto nie było sensu się tłuc. Pierwsze 80 metrów to był bieg przez wodę. Potem ruszyłem ale jeszcze 50 m zahaczałem rękoma o dno. Os startu do boi nawrotowej na 700 metrach, była ciągła pralka, większa, mniejsza ale była. Co chwila obrywałem po twarzy. Na szczęście nie nalało mi się wody do okularków. Swojego tempa nie złapałem do końca trasy. Ciągle byłem wybijany przez innych, próbowałem trzymać się grupek ale było to trudne, musiałem gdzieś balansować pomiędzy ludźmi przez co nie płynąłem idealnie nawigacyjnie jak trzeba. Po 1szym km pomyślałem – kurde jakoś to lekko idzie, do tej pory byłem przyzwyczajony że padałem na pysk na pływaniu a tu płyne sobie normalnie. Uznałem że mam siły na przyśpieszenie (WOW), więc przyśpieszyłem albo tak mi się wydawało. Gdzieś po drodze poczułem lekki skurcz w łydce, nic nadzwyczajnego ot normalność. Pociągnąłem za sobą nogi i przeszło. Gdzieś na 800m mijały mnie już białe czepki. Z wody wyszedłem w grupce, wydawało mi się ze praktycznie same białe czepki widzę i jakieś niedobitki czerwonych. Patrzę na zegarek 30 minut z haczykiem, 1600 m. Miejsce około 339 (ja w pierwszej połówce stawki na pływaniu? całkiem spoko). Średnie tempo 1,54/100m tylko szkoda tych 100 m ponad dystans, bo tempo takie jak umiem, takie jak zakładałem. Może być pomyślałem, ściganie dla mnie dopiero się zaczyna.
Strefa T1
Wybiegając z wody zdjąłem już zegarek, zagryzłem go i ściągnąłem piankę z góry, założyłem zegarek i kosa do przodu. Tempo po wybiegnięciu miałem chyba ze 4,00, tak mi się lekko biegło, tylko oddech trzeba było pogłębić po wodzie bo był płytki. Wyprzedziłem parę osób do wieszaków. Pobrałem worek, szatnia, całkiem szybkie przebranie (ale trzeba popracować), piankę ściągnąłem naprawdę szybko (sprej działa), z kaskiem się guzdrałem. Założyłem wszystko, odrzuciłem worek do strefy zrzutu i ogień do roweru. Miejsce miałem dobre pierwszy rząd, wiedziałem dokładnie gdzie biec. Dobiegam do roweru, zabieram go i biegnę na bosaka do wyjścia ze strefy. Przekraczam belkę, klik zegarek. Strefa miała około 500 m, czas 3 minuty 9 sekund. Nieźle.
Rower
Wiedziałem że o 2,20 będzie ciężko bo pływanie wyszło spoko ale nie tak jak by trzeba było popłynąć. Założenie przed startem: średnia 37, czas 1,03. Ambitnie jak wszystkie moje założenia. Na treningach robiłem tempówki 20km po 36km/h więc byłem na to przygotowany, dodatkowo w Białce wyszła mi średnia 36,5 więc byłem optymistą, realistą. Ruszyłem, po 300 m miałem zapięte buty. Przy zapinaniu wyprzedził mnie chłop wyglądający na mocnego gościa. Jak zawsze po pływaniu, podaje na pedały ogromną moc bez wysiłku, wydawało mi się że jadę aż za lekko, ale spoglądam na zegarek a tam 42 km/h. Myślę no jest spoko. Trzymałem kolegę w zasięgu wzroku do 15 km, potem chyba przyśpieszył i mi odjechał. Na trasie pierwsze 20 km tylko wyprzedzam, nikt mnie nie wyprzedza. W punkcie bufetu złapałem 1 bidon z wodą, stwierdziłem że mi się przyda nowy w domu (hahah), wyrzuciłem swój stary i dałem ten. Gdzieś na ok. 25-30 km minęła mnie grupka chyba ze 20 chłopa, wszyscy na pełnym kole, rowery kozackie itd. Niezły peletonik się zrobił. Jeden koleszka z peletonu wyprzedził mnie i wjechał mi na koło o mało nie spychając mnie z drogi. Sędzia był 5 m ode mnie, macham ręką, ale był nie wzruszony.
Mogłem się zabrać z peletonem, nie jechali wiele szybciej ode mnie. Ale wynik zrobiony wbrew regulaminowi mnie nie interesuje, odpuściłem kawałeczek, odjechali. Gdy byli przede mną jechał obok nich sędzia trąbiąc, ale nic się nie zmieniło jechali dalej tak samo. Nie była to grupa ściśnięta jak w pro tourze ale był drafting masakryczny. Nie widziałem żeby sędzia dał kare. Nogi jakieś nie zmęczone, jechałem z wysoką kadencją. Tylko raz potrząsłem udem na trasie, żeby je rozluźnić.
Jadę dalej, już nie bardzo jest kogo wyprzedzać, wyprzedzają mnie starsze kategorie (pojedynczy zawodnicy), wszyscy na pełnych kołach (jakaś moda) z rowerami z górnej półki (też sobie taki kupie). Na 35 km zacząłem wyprzedzać jednego z zawodników, jechał odrobinę wolniej, nie chciałem się za nim toczyć. Rozpocząłem manewr, ale jakoś nie mogłem go wyprzedzić, kątem oka zobaczyłem sędziego, więc dałem mocno w pedały żeby kary nie dostać, wyprzedziłem go.
Międzyczasy piątek były poniżej 8 minut więc wiedziałem że jadę to co chce. Na 40 km popatrzyłem na zegarek, było 1,03 z sekundami. Plan zrealizowany, ale gdzie koniec odcinka? Nie znam miasta, trasy więc po 40 km rozpiąłem już buty i wysunąłem stopy licząc na to że zaraz będzie strefa. Była dopiero za 1,5-2 km w tym ok. 250 m po kocich łbach (wytrzęsło mnie solidnie, 9,5 bara w kołach, opony 23 mm, zgubiłem dętkę i multitoola). Widzę strefę, dojeżdżam, zeskakuje z roweru przed belką i biegnę.
Czas roweru 1,06 z sekundami. Średnia 37,4 – jea men, personal best. Pierwszy czas kategorii M18 na rowerze, open 123. Samopoczucie wyśmienite, zrobiłem to praktycznie bez wysiłku (adrenalina startowa robi swoje).
T2
Wbiegam do strefy, biegne w ciemno licząc na to że znajde swój punkt na wieszaku, wcześniej nie sprawdziłem gdzie mam swoje miejsce. Trafiłem nieźle tylko rwoer trzeba było po drugiej stronie zawiesićm, było mało rowerów więc przeszedłem pod stojakiem z rowerem i go zawiesiłem. Z rozpędu chciałem zostawić kask na rowerze, ale wolontariusz mi podpowiedział że mam go do worka odłożyć, więc pobiegłem po worek, założyłem skarpetki, buty mam ze specjalnymi sznurówkami, nie trzeba wiązać, założenie daszka już w biegu. Strefa 1,56, spoko, mogło być lepiej i to o 30 sekund (jest nad czym pracować).
Bieg
Kliknąłem zegarek już około 200 m po wybiegnięciu ze strefy, zapomniałem o tym. Km rozpoczęcia wyszedł 4,14, kolejny był łatawy 20m w pionie zbiegu tempo 4,00, następny 4,13. 3 pierwsze km biegłem za Włochem który skończył zawody chyba w pierwszej 60tce, gdy przyszedł czas na bieg pod górę odskoczyłem mu już na zawsze, nie wytrzymał.
Km 4 był pod górę której zbiegało się na km 2, czas 4,24. I tak się bujałem pomiędzy 4,24-4,10 do 8mego km. Biegło mi się fajnie, trzymałem technikę nad która pracowałem przez ostatnie pół roku, biodra z przodu, wypięta klatka, kolano wysoko, lądowanie na całą stopę. Robiłem swoje, to co wypracowałem na treningach, żadnego kryzysu, żadnej walki co nie znaczy że było łatwo. Było cholernie ciężko ale byłem jak w transie. Wszyscy mówili o cudownej trasie, kibicach itd., ja nie miałem czasu podziwiać i tego nie dostrzegałem. Maksymalna koncentracja.
8 km wbieg pod wspomnianą górkę, tempo 4,30 przystanąłem w bufecie, wziąłem kilka kubków wody, Izo, żel (nie do jedzenia, do domu, będę go testował - haha) nic już tu się nie mogło stać więc sobie na to pozwoliłem. Kubki na głowę, trochę się napiłem i dzięki tej zagrywce straciłem 30 sekund na 2 km -). Km 8,9 wyszły ok. 4,30. Później przyspieszyłem nawet do 3,30 (zapas mocy mnie aż zaskoczył) i wszystko by było pięknie gdyby… Pomyliłem trasę, wybiegłem na 3cie kółko (mówiłem że byłem skoncentrowany na 100% na biegu) po 150 m zorientowałem się że coś nie gra bo mety nie ma, zawróciłem i pobiegłem już dobrze. Strata na tej zabawie 1,07. Wbieg przez metę. Czas biegu 42,06 z tą minutą zadatku, co dało 141 czas biegu. 3ci najlepszy czas biegu kategorii. Odliczając tą nieszczęsną minutę bieg wyszedł w ok. 100 miejsca a gdybym się nie bawił w zabieranie z bufetu do testów wszystkiego co było to i w pierwszej 80 by się było.
Podsumowanie
Zawody z mojej strony jak i ze strony organizacji mega udane. Nie mam nic do zarzucenia organizatorom, jedynie można było trasę kolarską domierzyć bo były takie możliwości, to nie było wymuszone układem dróg. Trasa biegowa skrócona o 200m, mówię tak dla formalności. Nie udało mi się wykręcić 2,20, ale na swoje usprawiedliwienie mogę podać to że straciłem 3 minuty na trasie kolarskiej, bo była dłuższa, straciłem na biegu 1’’30’’’ przez błąd w nawigacji -) i zwiedzanie bufetu a i strefa zmian miała łącznie ok. 800 m. Jestem mega zadowolony ze startu, potwierdziłem swoje wytrenowanie, są możliwości na 2,18 albo i lepiej. Otrzymałem odpowiedź zwrotną że treningi zmierzają w dobrą stronę. Rower pojechałem super. Pobiegłem wybitnie dobrze jak na swoje możliwości, do niedawna to rower był moją najmocniejszą dyscypliną ale po treningach majowych już tak nie jest, potwierdziło się to na 2gich zawodach. Pływanie było spoko, tempo było ok., to jest mój aktualny poziom, szkoda tylko tych 100 m więcej napływanych (strata ok. 2 minuty), ale wynikało to raczej z tego że nie mogłem płynąć sam tak jak chce, musiałem się dostosowywać do innych zawodników i to bardziej oni mnie wyprowadzili na zły tor -). Miejsce jest całkiem fajne, przed zawodami mówiłem że super było by wejśc do pierwszej 150tki i tak było. Miejsce w kategorii 5, zaskoczyło mnie mocno pozytywnie. Strata do 4tego to było 9sekund (nieszczęsna nawigacja na bieganiu), do miejsca 2giego przegrałem pływaniem. Przed startem brałbym takie wyniki w ciemno, przecież to mój najsłabszy dystans. Oczywiście można powiedzieć że nie sztuką było być na 5tym miejscu jak kategoria liczyła 20 osób, ale w kategorii M25 byłbym 7dmy na 50.
Nie wiem jak wstawic zdjecia pomiedzy tekst. Moze ktos pomoc? Wstawie na razie poniżej relacji, jak będe wiedział jak to zrobić przeniose je pomiędzy tekst żeby relacja była ciekawsza.
Zmieniony przez - pirlo2122 w dniu 2016-06-18 18:59:33