Widać nie jestem sam... Dobrze, bo jest źle. Wziąłem się za media, złapałem zajawkę i siedzę przed kompem. Dziś mało zjadłem, a w dodatku miałem mały rozstrój i w końcu dopadła mnie ssawka. No to rura do Tesco, bo mam za płotem, a tam bistro z żarcie na wagę, smakowo OK cenowo tym bardziej. Czynne do 22, jestem kwadrans po 21 a tam już czyszczone i baby tylko wrogo spode łba łypią. No to ch**, myślę, wezmę tylko z półki kilka Obolonów, bo żadne inne piwo mi wchodzi już od dłuższego czasu to piwo rzadko ruszam, i kaszankę i wracam do kompa. A tu ch**. Nie dość, że na półce nie było, były na tej przy wejściu, więc na drugi koniec molocha musiałem gibać, to jeszcze kolejka taka do bezobsługowych, że 30 minut wycięte z życiorysu jak nic.
No to ch**, myślę, do pobliskiej budy z kebabem, gdzie zawsze dobrze było się udam i wezmę hamburgera, bo już chodzą za mną od dłuższego czasu i do polskiej chaty obok po browara wskoczę. Parkuję przed kanciapą a tam bufetowa z jakimś typem gada, grzecznie mówię "bry wieczór" i nawet lekko głową skinąłem, jak mistrz Pai-Mei, on "bry wieczór" odpowiada, ona tylko łypie jak te stare rury z bistro w tesco. Dlaczego ja ten jawny sygnał wrogości płazem puściłem...
Zamawiam, siadam, sprawdzam livescore, "ketchup, czosnkowo" pada znienacka. Czosnkowy do hampa - k***a, coś nie teges. Patrze, co jest robione a ona bułe od kepsa dzierży i łypie na mnie spode łba. Mówię, co to, ona, że hamp. Mówie, gdzie hamp, ona, że w środku dwa kotlety. Mówię, hamp to buła przekrojona w środku kotlet a nie buła od kebsa a w środku napizgana kapusta na kotlety, ketchup i symboliczny ogórek. Ona, że u nich to jest hamburger i że co ja chce za 11 zeta. Hampa chcę dużego zgodnie z rozpiską. Ona, że to duży hamp a taki w bułce na pół to jest mały za 9 i co ja chcę za 11 zeta. Brak słów. Kazałem jej już nic do mnie nie mówić. Nawet mnie chęć ogarnęła, żeby jej z tego hampa zasadzić w tę gębę wrogo łypiącą.
Pomyślałem, czym się wtedy będę różnić od zwykłych drechów. Rację swoją mam, ale jak ktoś z boku spojrzy to różnicy nie zauważy. Ch** w to, myślę, gira do polskiej chaty, tam piw trzy półki, żadnego, które by mnie skusiło. Myślę, jest gorzej ze mną niż myślałem, skorą taką złą energią emanuje, że taki syf na siebie ściągam. Taki nju ejdź od Brajana Tajsy. No to ch**, myślę, do chaty zawijam czym prędzej, jeszcze tylko jakiś gnój wymusił na krzyżówcę, bo wieczór więc korki takie, że wymuszać ttzeba, by z wprawy nie wyjść chyba.
Także w końcu jestem, Kochanieńkiej nie ma, lapek na kolanach, cytrynówka przyjemnie grzeje od środka, oj, mogą się ciekawe wpisy jeszcze trafić, choć nie obiecuję