CZWARTEK - dzień nietreningowy ALE posprzątałam całą chatę (zawsze coś ) W połączeniu z obecną pogodą taka aktywność fizyczna jest jeszcze lepsza niż cardio.
Miska zbliżona do piątkowej (patrz niżej)
Jedynie fotką porannego omleta mogę się 'pochwalić' - jedynie ich nigdy dość
PIĄTEK - dzień treningowy
TRENING:
1. Ściąganie drążka wyciągu górnego do karku 5x12 (+ 5x6-10 powtórzeń mniejszym ciężarem)
2. Przyciąganie uchwytu wyciągu dolnego do brzucha - wąsko 4x 12-10
3. Przyciąganie na maszynie nachwytem 4x 12-10
4. Wiosłowanie pochwytem do brzucha przy pomocy sztangi 4x12
5. MC 4x12
6. Spięcia na piłce 4x20
7. Spięcia skośne leżąc 4x20
CARDIO - 35 minut na orbim
MISKA:
1. 45 g płatki owsiane, 10 g otręby, 15 g mąka pszenno- żytnia, cynamon, 2 g kakao, 20 g WHYEY CLASSIC 100%, 60 g nektarynka +20 ml mleko do kawy
2. 50 g ryż paraboliczny, 80 g polędwiczki z piersi kurczaka, sos +warzywa
3. J.W
4. J.W
5. 120 g twaróg chudy, 20 g WHEY CLASSIC, 2 g kakao 30 g borówki
SOBOTA/NIEDZIELA - Dni nietreningowe.
Tak jak pisałam w sobotę po południu odebraliśmy z mężem teściową z pracy i pojechaliśmy na wieś odpoczywać
Jednak mieszkanie w domu a nie w bloku ma w taką pogodę jeden bardzo duży plus - nie nagrzewa się tak błyskawicznie jak jest to np w moim mieszkaniu. Temperatura w środku była nawet przyjemna - w przeciwieństwie do tej na zewnątrz.
W sobotę wieczorem gdy się nieco ochłodziło zrobiliśmy grilla- wpadły dwie kiełbaski, 1 karczek + pieczywo do tego no i oczywiście domowe ogórki gruntowe (najlepsze)
Aaaaaa zapomniałabym - wypiłam również 3 lampki wina, które przywieźliśmy z cypryjskiej winnicy. Miało ono jeden minus - była tak smaczne, że zniknęło w mgnieniu oka
Całą niedzielę spędziłam również u teściów. Ukrywaliśmy się przed żarem w domu. Rano 2 kanapki, potem domowy obiad - kotlet z piersi kuraka ,świeże warzywa i kilka młodych ziemniorów. Wieczorem teściowa wpadła na pomysł by przetestować nową gofrownicę, której jeszcze nie używali aczkolwiek efektem końcowym były naleśniki a nie gofry Wpadły 4 i trzeba było wracać do Wrocławia.
Wracając spotkaliśmy całkiem przypadkiem Miniacza - zatrzymaliśmy się na chwilę, z której zrobiła się godzina.
Dziś rano oczywiście już z tęsknoty poleciałam na siłownię i zrobiłam chyba swój najlepszy trening barków - aczkolwiek o nim później.
Teraz spadam na 'produkcję' sosu bo niestety się skończył a suchego ryżu/ makaronu z kurakiem już jakoś sobie nie wyobrażam żeby zjeść
Tak, tak wiem - w tyłku się poprzewracało
Jeszcze jedno - Bartek się ostatnio u siebie certyfikatem chwalił więc i ja swój pokażę, a coooo
Spokojnie, proszę się nie obawiać - instruktorem na siłowni żadnej nie będę. Zrobiłam dla samej siebie.
Taka 'mała rzecz' a cieszy
MÓJ DZIENNIK TRENINGOWY: http://www.sfd.pl/Doris.K__Fit_forma_mi_się_marzy.-t1045313.html