Takiego typu stresu nie pamiętam od matury... a myślałam, że to już za mną. Dziecięcia poszły z domu, chlip
Młodszy do przedszkola, starsza do szkoły. Kombo. Za dużo jak na jedną moją głowę. Młody nie chciał puścić mojej nogi... a córa blada jak ściana zaciskała moją dłoń, że prawie mi palce połamała.
Boję się co będzie jutro...
Dziś ledwo wcisnęłam w siebie łososia. Dawno temu zajadałam stres, teraz nie jestem w takich chwilach w stanie nic zjeść. Walnęłam lampkę wina na rozluźnienie. Pomogło. Ale ten dzień nie należy do udanych żywieniowo.
Dobrze, że wczoraj dałam radę poćwiczyć, bo dziś czując się jak wypluta, ryłabym jedynie nosem po ziemi.
W sumie trening był ok.
1a - dam radę więcej na płasko. Bo nie zmęczyłam się tym ćwiczeniem.
1b - nie wiem czy to leszczarskie obciążenie czy nie przy tym ćwiczeniu, ale czułam moje zaczątki mięśni ;)
2a i 3a ostatnia seria ledwo ledwo
3b - robiłam jedną 5 kg hantlą oburącz to ćwiczenie. Mam nadzieję, że tak jest ok.
4b - chwiałam się jak pijany. Czuję dość mocno kręgosłup przy tym ćwiczeniu.
To normalne?
Pomiary jutro. Rano biegłam z synem do przedszkola i najnormalniej w świecie - zapomniałam.