Zawsze najbardziej pasowały mi 4 posiłki, bo między śniadaniem a obiadem robię się głodna. I to się u mnie generalnie nadal sprawdza, tylko zastanawiałam się, czemu niezależnie od tego czy posiłek jest normalnej wielkości, czy dwa razy większy, to jestem głodna po takim samym czasie. Zwykła ciekawość jak to działa, bo niektórzy jak się bardzo najedzą, to starczy im na pół dnia i mają spokój
Po treningu jestem tak głodna, że zwykle najpierw szykuję jedzenie, a dopiero potem idę pod prysznic- 2 godzin bym nie wytrzymała. Zwykle mój posiłek potreningowy ma 300-400kcal, więc chyba niemało. Może jednak powinnam go zwiększyć, żeby po półtorej godziny nie chciało mi się znowu jeść
Ogólnie nie chodziło mi o to, że chodzę cały dzień głodna na tej kaloryce, tylko o sam mechanizm pojawia się głodu w konkretnych sytuacjach. Nadwyżki w weekendy to w większości przypadków wina jedzenia słodyczy/pizzy itp., więc nie wiem czy podniesienie kalorii w jakikolwiek sposób by pomogło. Może tylko pod tym względem, że wtedy te słodycze zmieściłyby się w bilansie
Zerknę w weekend na wagę i wymiary, ale tak wizualnie to nie wydaje mi się, żeby 2000kcal było u mnie deficytem. Z kolei jakbym coś dodała, to nie byłaby już masa zamiast rekompozycji?