Jak to wszystko poukładać żeby Was nie zanudzić...
To może chronologicznie.
Poćwiczyłem w środę solidnie. Pisałem już chyba. Cotter i jego reżim odpowiadają mi coraz bardziej.
Postanowiłem, że:
Absolute Beginner "0" - będę robił z 32 kg
Beginner 1 - 24 kg
Beginner 2 - 16 kg
Do momentu gdy przestanę potrzebować przerw. Jak poukładać to w czasie jeszcze pomyślę.
W czwartek lekko pobiegałem. Naprawdę lekko. A dlatego lekko, że było mi ciężko na ciele i duszy. Coś mi nie podeszło w menu i lekko osłabłem, a nie chciałem łamać wewnętrznego oporu przed biegiem.
22 minuty - 8 przebieżek w mocniejszym tempie i do domu.
W piątek - pukam się w czoło nad swoją głupotą, ale jest to tylko gest symboliczny, bo mamy niedzielę - poćwiczyłem jak kołchoźnik.
Dawno nie zrobiłem sobie takiej sesji. Niby spokojna ale... Chciałem oszczędzać nogi, a zatem zero przysiadów, mało swingów itp.
Zacząłem od tureckiego wstawania z 16 kg. Zrobiłem po 6 na stronę i podobało mi się bardzo. Postanowiłem robić je przy każdej okazji, właśnie dlatego, że go nie lubię.
Potem siadłem na taborecie - "oszczędzam nogi" - i fundnąłem sobie sesyjkę wyciskania.
Double military press bottom up - 5 x 2 rep.
Double military press - 5 x 5 rep.
Double military press (stojąc) - 5 x 8 rep.
Następnie wykonałem 3 x 5 na każdą stronę podwójnych wiatraków (z dwoma kulami) z ugięciem ramienia.
Na zakończenie części domowej mój własny program: Swing & Plank
30 sekund swingu - 5 sekund na zmianę pozycji - 45 sekund plank
Co rundę dokładam 5 sekund do swingu i odejmuję tyle samo od planka. W momencie gdy plank ma 30 sekund odwracam kierunek i zaczynam odejmować swingu i dokładać planka. Ładne i nieźle łupie w bebech. Ogólnie czuć cały gorset.
Potem wyskoczyłem na dwór na żonglerkę. Ależ mi się to zajęcie podoba. Mógłbym żonglować codziennie. Dodatkowo wyczytałem, że już 15 minut nauki żonglerki tygodniowo w sposób zdecydowany poprawia kondycję mózgu i spowalnia procesy jego starzenia. Kilka razy upuściłem kulę, obtłukłem paluchy, ale satysfakcja spora. Dołożyłem do tego trochę swingu "po kwadracie" i już, już prawie byłem gotów... Niestety przypomniało mi się, że nie było snaczyków, a to moje ulubione ćwiczenie
Na jak tak, to trzeba to naprawić. I heja, globalizacja na całego: pod polskim niebem, odbył się japoński trening, wyprodukowanymi w Chinach, "rosyjskimi" odważnikami, o angielskiej nazwie, czyli pozdrowienia od doktora Tabaty. Lewa ręka - prawa ręka, 8 x 20 sekund. Albo ja coś kwaszę, albo snacze nie nadają się do takiego spida. Niemniej trening został zakończony. Prawie. Pięknie się porozciągałem po wszystkim. Zaczynam kochać to zajęcie i nie wyobrażam sobie żebym mógł odbyć trening bez rozciągania po wszystkim.
Nagrałem film z żonglerki. W wolnej chwili posklejam i wrzucę coby błysnąć kunsztem
W sobotę biegi. Kolację w piątek rąbnąłem jak się patrzy.
Serek wiejski z kaszą gryczaną. Rano białe pieczywo z wędliną, drożdżówka z jagodami, środek od sraczki i na start. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłem na starcie było - jak zwykle - całe mnóstwo przepięknych kobiet. Jedną z nich "goniłem" przez trzy ostatnie kilometry, a miała tak seksowną spódniczkę do biegania, że zdecydowałem się na wyprzedzanie dopiero jak biedactwo opadło z sił na ostatnim podbiegu
Powinni zakazać takich strojów
Biegło się fajnie. Kilka obserwacji mam. Generalnie trzeba mieć siłę na 1/3 całego dystansu. Przy 20 km powinienem tak rozłożyć siły żeby na dystansie 5-7 km zająć jak najlepszą pozycję i utrzymać ją do końca wyścigu. Zauważyłem, że w okolicach 8 - 9 km strasznie trudno jest już kogoś wyprzedzić, a większość miernych jak ja biegaczy, zasuwa w bardzo podobnym tempie. Tylko nieliczni potrafią gospodarować energią w ten sposób, że finiszują na pełnym gazie. Ja jeszcze muszę ostrożnie inwestować, w fundusze zrównoważone
Aparat ruchu zachował się w porządku. Żadnych dolegliwości ze strony stawów, ścięgien, mięśni. Ba! Przed chwilą wróciłem z biegania z córką, a tylko rozsądek powstrzymywał mnie przed pełnym treningiem dzisiaj. Poczekam do jutra. Dla przysiadów
Ogólnie wystartowało 671 osób. Po drodze odpadło, lub nie zmieściło się w limicie 140. Na mecie byłem około 530. Patrząc na cały wyścig wiem jedno:
Nie sztuka być faworytem. Sztuka to nie poddać się do końca, nawet gdy za Tobą już tylko karetka i wóz techniczny
Myśl jest w całości moja i urodziła się wczoraj
Po moim pierwszym w życiu półmaratonie.
A propos wyników, to i tak jestem zadowolony
Malwina, nie wiem czy gdzieś tam byłaś, ale chcę pochwalić mieszkańców naszego miasta i okolic. Publika wspaniała. Najbardziej ujęło mnie jednak za serce to jak mieszkańcy wiosek częstowali nas wodą i owocami, bo "pewnie ciężko tak biec, ale to już tylko trzy kilometry" Rosła radość w człowieku. Z tego rozrzewnienia sam obdarowałem współtowarzyszkę niedoli opakowaniem żelu energetycznego (po pierwsze nie był najlepszy, a po drugie organizatorzy zapewnili punkt żywieniowy po trasie i w zasadzie jeden posiłek mi wypadł
) W sumie i tak bym jej dał. Okazało się potem, że to córka mojej dawnej nauczycielki
Rozglądam się za następnym biegiem. Mam apetyt na 10 km i nieco szybciej. W przyszły weekend coś się biega w Siedlcach. Może by tak...
Lecę spać. Jutro kule
Nareszcie
Ja z medalem i piwem
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2013-08-25 22:41:21