Widziałem ten odcinek wyciska. Ciekawy. Ogólnie to on jest dowodem na to, że ciężka kula i minimalny
zestaw ćwiczeń zbuduje co tylko chcesz. Chcesz redukcji? Zredukuje Cię. Chcesz siły? Będziesz silny. Kettlebells - Drążek - Sztanga. I niczego więcej nie musisz mieć, żeby mieć wszystko
Podoba mi się ten tekst. Chyba spłodzę kettlowego fotomotywatora
A wracając do spraw żeliwno-oddechowych...
Poćwiczyłem. 8000 / 10000 pękło.
Na trening szedłem jak na ścięcie. Serio. Nie wiem dlaczego. Po raz pierwszy od bardzo dawna. Czułem, że coś pójdzie nie tak. Że obsram się przy ciężkich setach, przygniecie mnie sztanga przy wyciskaniu itp. Nie wiem skąd takie myśli, ale tak było.
Popatrzcie na wykres tętna. Ten pesymizm nie opuszczał mnie przez dwa pierwsze klastry. Widać ten stres niemal wyraźnie (charakter wykresu, przebieg linii jest zupełnie inny niż potem)
W trzecim klastrze totalny reset. W me ciało wstąpił nowy duch. Tak jakby ktoś przełączył mnie na inny bieg. Morda mi się uśmiechnęła, przestałem myśleć i po prostu ćwiczyłem.
Odkryłem coś pięknego. Ten challenge pozwala odkryć nowe drogi. Tak jak pisze Dan na forum SF: każdy set uczy czegoś innego.
10-tki uczą agresywnych wyrzutów odważnika. 15-tki angażują brzuch i biodra. 25-tki uruchamiają dodatkowo uda i uchwyt. A 50-tki to kwintesencja wszystkiego. Bez synchronizacji oddechu, siły, bioder, nóg - zapomnij o zrobieniu takiego seta. Zauważyłem, że cholernie się przed nim koncentruję, a w trakcie staram się tak gospodarować tlenem, ruchem, fizyką całego ciała, żeby zrobić pełne 50 powtórzeń. Gdy na moment zabraknie skupienia i któryś element osłabnie, to witaj w świecie bólu, bo zjawiska nastąpią po sobie lawinowo. Załamanie oddechu spowoduje ból w mięśniach. Ból mięśni osłabi pracę bioder, a bez pracy bioder i wyrzutów, oddech zostanie załamany zupełnie. I wtedy dopiero zaczyna się walka z czasem, o każde powtórzenie. Zdążyć zanim wszystko się zawali. Wtedy puls wariuje, przedramiona płoną, a po skończonym secie masz chęć na pawia.
Jeżeli uda Ci się dopilnować wszystkiego, poczujesz tylko normalne zmęczenie. Nie będziesz po treningu przypominał przepoconej onucy.
Myślę, że nawet jeżeli ten cykl 10 000 swingów nie dodał mi wytrzymałości i siły, to już samo zrozumienie siebie, odkrycie tego co ważne, warte było zachodu. A to dopiero 8000. Jeszcze dwa i doznam jakiegoś olśnienia. Przy pełnej dyszce mogę chyba liczyć na osiągniecie stanu nirwany
Jeżeli szczęśliwie skończę cykl, to podzielę się z Wami całością refleksji. Wiem, komu nie poleciłbym tego cyklu, a komu mogę z czystym sercem zarekomendować i wiem, że się "przyjmie".
Pod koniec trzeciego klastra na siłownię przyszła koleżanka. Włączyła bieżnię i udawała, że nie dostrzega mojego chamskiego wyobcowania (naprawdę byłem skupiony). Nie bardzo wiedziała co ma ze sobą robić na tej siłowni. Zaproponowałem jej 400 m truchtu i 20 swingów lekkim odważnikiem. I tak po 3 razy, a potem minutę przerwy. Jak skończyliśmy to orzekła, że był to najcięższy ale i najprzyjemniejszy trening jaki do tej pory zrobiła
W nagrodę porozciągaliśmy się razem. Tylko bez żadnych świńskich skojarzeń!
Dowiedziałem się, że jestem obserwowany i kilka innych koleżanek byłoby zainteresowanych treningami. Kettle to infekcja
Od stycznia dużo osób podejmuje ważne życiowe decyzje i chyba będzie to najlepszy czas żeby wyjść do ludu z poważną ofertą
No i ogólnie jest dobrze
Popijam herbatę czekoladowo-truflową z tłustym mlekiem i czuję się błogo ponaciągany i prawidłowo zmęczony.
A na liczniku progres. Powoli trzeba się będzie rozejrzeć za jakimś programem na grudzień.
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2013-11-19 19:53:08
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2013-11-19 19:53:42