Na wstępie - chciałbym podziękować każdemu za miłe słowa, wsparcie i wiarę, w to, że mogę to zrobić
Ogólnie to czarno widziałem ten start - jak wiecie do środy walczyłem z jelitówką, pozniej trawienie w czwartek już było lepsze, ale nie idealne, ale ładować już trzeba było. Ładowaliśmy grubo, bo 1200ww - czwartek, 1100ww - piątek, 900ww - sobota. Ogólnie na ostatni moment zdecydowaliśmy z Martą, że pojedziemy sobie dzień wcześniej na spokojnie.. na spokojnie.. najdłuższa droga do Warszawy. Utkneliśmy z korku na 3h, a potem objazd, gdzie nadrabialiśmy kolejne 1,5h, podróż zamiast 4h trawała ponad 8.. dramat, dramat, wszystko wskazywało na to, że te zawody nie będą udane, skoro wszystko się pieprzy.
Dojechalismy na pierwsze miejsce, kimnelismy, rano zebralismy sie i ruszylismy na weryfikacje, poszło sprawnie. No i teraz czas na meldunek w drugim mieszkaniu. Klucze miały być wcześniej do odbioru czekamy, czekamy i nic. Babka nie odbiera telefonu. Marta z małym poszła pospacerować, a ja jak idiota w tym aucie czekam i patrze czy ktoś wrzuca do skrzynki. Godzina 15 podjeżdza samochód - gościu zanosi czyste pościele, to go zaczepiam i pytam. Ukrainiec, ale szło się dogadać, dzwoni do szefowej i.. okazało się, że ta zamknęła klucze w biurze i zapomniała włożyć do skrzynki.. porażka. I tak na miejscu dopiero bylismy o 16..
No, ale dobra, posiłki miałem porobione, wchodziły idealnie, wieczorem pierwsza warstwa, wszzystko git
No i same zawody szły dość sprawnie, chociaż moje samopoczucie było jakieś dziwne. Wygrałem swoją kategorię, potem overalla i na chwilę się pocieszyłem z karty, a potem tak mi było źle, że siedziałem na krześle jak trup. Dobrze, że powrót mieliśmy dopiero zaplanowany na dziś, ale z Marek do hotelu musiałem dojechać 25km. W końcu zbieramy się z hali i jedziemy - w połowie drogi szybko wołam Martę z tyłu by podała reklamówkę - jade S8mką, a tu bełt, dobrze, że w pore zdazyla z ta reklamówka Zatrzymałem się na awaryjnym ogarnałem się i jechalismy dalej. Być może ze z głodu, bo od rana nic nie jadłem, po scenie zjadłem na szybko jednego batona i tyle. Wieczorem już się jednak czułem znacznie, znacznie lepiej i zamówiłem sobie żeberka i skrzydełka z whisky in the jar - zawsze chciałem spróbować szamy z tej knajpy
Dziś jeszcze lekki luz z michą, powrót do domu, już bez przygód Samopoczucie świetne, więc teraz czekam na wytyczne od Łukasza i od jutra działamy dalej, bo jest jeszcze plan na ten rok zadebiutować w PRO, by się pokazać i ogólnie zobaczyć jak to wygląda w porównaniu z zawodami w lidze amatorskiej
Później dostanę zdjęcia od Sylwka ze sceny to coś tu powrzucam
No i od jutra wracają codzienne wpiski
Przygotowania na sezon 2019, zapraszam:
https://www.sfd.pl/Dawid_Cnota__ROAD_TO_2019!-t1181749.html