Widziałem kiedyś z film z jakimś Ruskiem z zawodów. Pod każdego snatcha podchodził dosłownie jakby mu prąd w nogach odcinało. Dosłownie wyglądało to jak kilkadziesiąt omdleń. Jak był kolanami prawie nad ziemią to blokował łokieć i wstawał. Nie mogę znaleźć. Nieważne. Pieprzyć Rusków-oszustów.
Pobiegałem z rana. Na krokomierz, bo chmury były dzisiaj wyjątkowo obfite.Biegałem po trasie, którą dobrze znam kilometrażowo i wyszło tyle ile miało wyjść.
Krokomierz w Endomondo jest ciekawym urządzeniem. Przyjął sobie, że mój krok to 0,75 metra. Na 6 km pokazał 3,5 km. Nieważne. Przynajmniej wiem jak go teraz kalibrować przy planowaniu dystansu.
O kawie tylko biegałem. Mam dzisiaj solidny bankiet wieczorem i szykuję odpust, ale zrobię to w formie okna. Pierwszy posiłek najwcześniej około 12:00-13:00 dzisiaj i jem przez 8 godzin. Przed wyjściem na kolację zjadam normalny posiłek, żeby nie siadać do stołu na głodniaka. Będzie to również posiłek potreningowy, ponieważ mam zamiar zrobić sobie intensywne 25 - 30 minut z 20 kg odważnikiem.
Nie będę siedział na imprezie długo. Zawinę około 21:00, a jutro po przebudzeniu 14 km. Po biegu posiłek i powrót do LCHF. Nie chciałbym wychodzić z cyklu dla głupiej przyjemności za stołem. Poza tym nie chcę przyzwyczajać Grubego do sytuacji leczenia stresu jedzeniem. I tak ten stres drastycznie odbija się na funkcjonowaniu mojego organizmu.
Wybrałem takie wyjście jako najmniejsze zło. Prawdopodobnie mam we krwi sporo kwasów tłuszczowych, które przy wyrzucie insuliny mogłyby zrobić złą robotę. Do 13:00-14:00 powinienem się oczyścić i wtedy zjem pierwszy posiłek (wysokobiałkowy + węgle - minimum tłuszczu), potem trening i kolejny posiłek, a potem kolacja i to gruba kolacja (postaram się zachować umiar i rozsądek), na której pobiegnę swoje 14 km. Sprawdzałem paskami. Nie mam w moczu ketonów, czyli niczego nie zaburzam i niczego nie przerywam. Mój organizm funkcjonuje na LC w miarę normalnie.
Za to zmuszam się do snu cholernie regularnego i długiego. I im więcej śpię tym lepiej przychodzi mi zasypianie. No i poprawiają się wyniki.
Wczoraj się rolowałem swoim nowym rollerem-samoróbką. Niewygodny strasznie (za niski) ale gniecie fajnie. Nie przedsięwziąłem jednak pewnych środków ostrożności i spotkało mnie sporo bólu
Powiem tylko tyle, że chciałem sobie rozwałkować górę ud i dół brzucha. Roller jest zrobiony z piłek tenisowych, a film instruktażowy oglądałem w wykonaniu kobiety. Po pierwsze: nie uwzględniłem różnic anatomicznych. Po drugie: ćwiczyłem w domu i do rozciągania-rolowania pozbyłem się ciuchów. Wszystkich. Boli na samo wspomnienie
Tak. Wiem jak to wygląda
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2014-01-18 11:24:34