Ta ewolucja mnie nie dziwi. Widzę, z tego co piszesz, że jest to trochę poszukiwanie optimum opisanego w "Sile dla ludu". Zresztą mam zamiar skorzystać z jednej historii o gościu, który zamontował drążek w przejściu do piwnicy/garażu. Szukam sposobu na zamontowanie stałego drążka w przejściu do kuchni. Ościeżnice w drzwiach mam bardzo wąskie i szkoda mi w nich wiercić, a przy 80 cm szerokości i konieczności obciążenia drążka wagą 100 kg, siła rozporu może nie być wystarczająca. Jak już będę miał drążek, to za każdym razem przechodząc pod nim podciągnę się raz albo dwa. Bez mordowania mięśni. 10 - 12 razy dziennie. Codziennie
Zdarza mi się zresztą, w chwilach nudy-oczekiwania na coś (woda gotująca się w czajniku), że próbuję robić udziwnioną pompkę,
przysiad na jednej nodze (na razie w rozbiciu na fazy tj. albo siadam, albo wstaję z krzesła)
Niby wczoraj żarty-wygłupy, a czuję dzisiaj sporą obolałość. Zwłaszcza najszerszy i łydki przypominają mi, że nie miałem dla nich litości. A może to dopiero piątkowe obrażenia wychodzą?
Nieważne.
Rano pobiegałem. Spróbowałem robić to na czczo. Trochę z konieczności, bo znowu zaspałem i nie było czasu na jedzenie. Wrażenia? Kiepskie. Ale nie zrzucałbym tu całej winy na brak miski.
Po pierwsze powinienem taki eksperyment zrobić w normalnych warunkach, na swojej codziennej trasie. Po drugie teren powinien być płaski.
U rodziców mam sporo pofałdowanych lasów i to w nie zanurzyłem się na całe 00h:23m:30s. Ogólnie to tempo miałem zdecydowanie niższe niż przy swoim codziennym bieganiu, ale nie ma się co dziwić, bo przynajmniej połowę trasy robiłem pod górę. No i pary (oraz przyjemności) starczyło mi na 12-15 minut. Potem poczułem jakby mi ktoś odciął zasilanie i musiałem się zmuszać do biegu. Po takim porannym bieganiu zazwyczaj czuję pozytywną energię i dotlenienie. Dzisiaj czuję lekkie przymulenie i zmęczenie. Idę na kolejną kawę.
W nadchodzącym tygodniu spróbuję nie jeść stałych pokarmów. Jutro wypiję tylko kawę zbożową z mlekiem. Zawsze to porcja energii.
Jutro Light Day. Tak sobie myślę, że powyciskam dublet 16-tek na 5 różnych sposobów: wojskowe, zza głowy, sprzed twarzy, bottom-up i na siedząco. Akurat na 5 drabin.
A potem zrobię tyle samo przysiadów na tyle samo sposobów
Front, back, goblet, hack i overhead (tu chyba będę musiał sięgnąć po mniejsze kulki)
I ogólnie miałem włazić pod sztangę od października, ale dam sobie jeszcze tydzień czystych kettli. Czystych do tego stopnia, że - być może - nawet piątkowe martwe ciągi ze sztangą zastąpię jakimś ćwiczeniem z kettlami. Za tydzień zmiksuję kettle i sztangę:
Sztanga:
- wyciskanie płaskie/skośne, martwy ciąg, zarzut, podrzut, wiosłowanie no i rwanie.
Kettlebells
- głównie: wyciskanie, swing, rwanie, tureckie wstawanie
- cała reszta gdzieś obok, jak zwykle w postaci koktajlu pomysłów
Dzieciaki wstają. Zmykam nakarmić towarzystwo zanim babcia się weźmie do roboty i nafaszeruje je po swojemu
Na razie nie mogę wrzucać multimediów, ale krótka przebitka z treningów jest dostępna
To się musiało tak skończyć (zacząć). Mam ucznia
