"Znam to, aż za dobrze znam" - cytując klasyka. Rafał i Kuba, chociaż tęskni Wam się do słusznego korytka, to teraz, po redukcji musicie być czujni jak saperzy. Redukcja, w porównaniu do wychodzenia z diety, to małe miki. A ważenie co pół godziny prowadzi tylko do stresu.
Po wypaleniu takiej ilości zawartości komórek tłuszczowych (bo nawet nie łudźcie się, że pozbyliście się tkanki) organizm będzie dążył do błyskawicznego przywrócenia zasobów. Tak ma i już. Wcale nie dziwią mnie wpisy "w sobotę sobie popuściłem, a w niedzielę ważę 1,5 kg więcej" To normalne. Jako osobniki po przeżyciach związanych z otyłością mamy gospodarkę hormonalną w opłakanym stanie i miną pewnie ze lata zanim to się poukłada.
Sam motałem się pomiędzy wagą, siłownią, rowerem, bieganiem. Ciąłem węgle, stosowałem ketegeny - byłem na najlepszej drodze do wyniszczenia. Ba! W pewnym momencie podjąłem męską decyzję: robię masę. Tyle tylko, że była to próba walki z niewidzialnym wrogiem. "Skoro tyję, to jem albo za mało, albo za dużo" - główkowałem - "Ćwiczyć ciężej i dłużej nie potrafię, a zatem będę więcej jadł i obrastał mięśniami." Naiwne, ale wtedy po utracie 90 kg byłem święcie przekonany o tym, że nie ma w okolicy gościa, który wiedziałby o odchudzaniu i funkcjonowaniu organizmu więcej ode mnie. Dociekliwi archeolodzy z forum, mogliby nawet znaleźć moje zaciekłe dyskusje z dietetykami i trenerami sfd.pl (jakie ja pieprzyłem bzdury!!!)
Dopiero po jakimś czasie, gdy wyczołgałem się z kibla po lekkiej zapaści spowodowanej
dietą tłuszczową (1 kg szynki wieprzowej, słoik smalcu i trzy pomidory przez cały dzień - nie stosować bez konsultacji z lekarzem) i leżałem na wyrze bez sił, zapytałem sam siebie kim jestem, czego chcę, a przede wszystkim, czy długo będę umiał tak walczyć z samym sobą.
I wtedy z opuszczoną głową i pełen pokory zacząłem szukać. Chyba znalazłem. Waga sporo powyżej końcówki odchudzania, ale stoi w miejscu. Mogę sobie pozwolić na czity i jakoś to się nie przekłada na cyferki. A dlatego, że mogę, to nie czituję. Czuję się silny i bardzo rzadko głodny.
Tak się Rafale rozpisałem, bo widzę, że trochę tego mojego bólu i łez będzie również Twoim udziałem. Bardzo mocno - takie odnoszę wrażenie - reagujesz na zmiany parametrów pomiarowych. Już nieraz Ci to ludzie pisali: waga i cyferki to nałóg. Rzuć to. Śmiej się przez 6 dni, a siódmego się zważ. Ćwicz z całego serca i dla siebie, a nie pod konkursy
Zresztą widać, że umiesz ćwiczyć i sprawia Ci to przyjemność. Pod tłuszczem chyba mieszkał wojownik