Ewentualne lekarstwa:
1. Biegowy
dziennik treningowy - z pomiarami podstawowych parametrow, tj. tetna, dystansu, czasu. W wiekszosci przypadkow wizualizacja postepow - bo te przy systematycznej pracy beda, nie ma bata - dziala mobilizujaco i pozwala odnalezc w bieganiu cel, przyjemnosc, zabawe.
2. Urozmaicenie treningow - dluzsze spokojne wybiegania, krotsze interwalowe treningi do granicy HRmax, w koncu mieszanka obu - nie wolno pozwolic sie samemu sobie znudzic monotonia biegania.
3. Start w biegach masowych, 5, 10, 21km - bez znaczenia. Walka o miejce ? Nie. Tylko i wylacznie bieg w masie biegaczy, dla siebie i dla wspolnej zabawy, a zabawa jest. I wiesz, podejrzewam ze wieksza jest dla tych, co biegna naprawde bez spinania na cokolwiek, ja np. bawilem sie cudownie na ostatniej dyszce ale majac w glowie walke o konkretny czas, mimowolnie pozbawilem sie czesci przyjemnosci, konwersacji z innymi biagaczami, przybijania piatek i usmiechow do kibicow na trasie itp.
A na koniec, no coz, nie jest tak ze zawsze podziala. Moze bieganie nie jest tym co jest w stanie wyniesc Cie ponad przecietnosc jesli idzie o radosc z treningu, moze u Ciebie lepiej sprawdzi sie rower, plywanie, itp.. Troszke doswiadczenia juz mam, probowalem paru dyscyplin i stwierdzam ze w moim przypadku to bieg jest tym, co pozwala mi najpelniej osiagnac to co lubie w sporcie - totalny, skrajny zajazd az do granic upadku - ale niewiele mniej protrafi zniszczyc mnie ciezki trening plywacki, ciezki CF - a Ty masz przeciez swoja pasje, kettle. Moze bieganie pozostawione jako uzupelnienie treningu w niewielkim tygodniowym wymiarze bedzie akurat dla Ciebie lepszym rozwiazaniem ?
Najwazniejsza jest satysfakcja z treningow i dobra zabawa, i tego i Tobie i wszystkim zycze :)