Marcel - proszę Cię nie podejrzewaj mnie o kolce. Kiedyś się czepiałem, a i to raczej żartobliwie. Teraz wolę dyskretnie milczeć
Ja jestem spaczony i chorobliwie podejrzliwy w stosunku do człowieka jako bytu, który składa się z ducha i ciała. Nie ufam ani jednemu, ani drugiemu i w związku z tym ciągle muszę weryfikować pojęcia takie jak: determinacja, wytrzymałość, motywacja itp. Z zewnątrz może to wyglądać na lekki masochizm, ale - uwierz - mam podstawy by nie ufać sobie
"Co boskie Bogu - co cesarskie cesarzowi" i dalej per analogiam: "co duchowe duchowi - co cielesne ciału"
Nie robię z żarcia uczty dla ducha, bo to tylko żarcie i ono ma dawać budulec i energię, a nie doprowadzać mnie do orgazmu. Jeden z najważniejszych i zdiagnozowanych mechanizmów uzależnienia od jedzenia to: jedzenie = przyjemność. Moje odchudzanie zaczęło się od uświadomienia tego faktu i zerwania z takim podejściem. Psycholodzy wypowiadają się tu jednogłośnie. Pełny żołądek to wydzielanie kilku miłych substancji, które sprowadzają na człowieka poczucie zadowolenia i szczęścia (taki atawizm i biologiczna przesłanka). I teraz jeżeli świat zewnętrzny nie daje mi poczucia szczęścia, bo na przykład: mam stresującą pracę, źle mi się wiedzie, jestem za gruby i się tego wstydzę, nie mam z tego powodu śmiałości do kobit, mam mnóstwo kompleksów itp. to często jedyną formą odreagowania stresu jest... no właśnie jedzenie, ponieważ najedzony jestem szczęśliwy. Dlatego bardzo często do złamania silnej woli wystarczy jeden niewielki czit. Znacie to? "Zjem, ale tylko jeden kawałek."
A im dłużej i mocniej człowiek napina silną wolę, tym większy jest huk gdy ona pęka.
Każda taka akacja - w moim odczuciu - jest w jakimś stopniu upokarzająca. Jednak nikogo nie nawracam
Zawsze powtarzam, że zawsze dobrze trochę utwardzić swoją politykę kulinarną. Nie mówię o ascezie. Mówię o mądrym i racjonalnym odżywianiu
Co do pogody i ekstremów. Jest to jedyna zmienna w całym układzie niezależna ode mnie. A zatem nie ma wpływu na to czy trening się odbędzie czy nie. Ja ze swojej strony zrobię wszystko żeby się odbył. Przyroda może mi to znacznie utrudnić ale niemal nigdy nie może uniemożliwić. Oczywiście nie wyjdę (już) biegać w czasie burzy albo zamieci śnieżnej, ale przecież żadna zamieć nie trwa dwa dni
Ultramaratony rozgrywane są w ekstremalnych warunkach, ale wątpię czy organizator imprezy masowej w Europie kontynuowałby ją przy szalejącej burzy. Każdy przypadek należałoby rozpatrzyć osobno. Na pewno jakieś biegi okolicznościowe o lokalnym zasięgu zostałyby przerwane. Ale już taki Orelen Maraton, czy Rzeźnik to już wątpię. Za duża ranga imprezy, za duży tłum
A ja dzisiaj poćwiczyłem w domu. Miałem iść na siłownię, ale odechciało mi się logistyki. Musiałbym jechać autem, brać suche ciuchy na przebranie po treningu, biegać, znowu się przebierać itd. W związku z tym zrobiłem przegląd domowych sprzętów i znalazłem całkiem przyzwoity zestaw.
- worek bułgarski 17,9 kg
- uchwyty do pompek
- gumy treningowe o łącznym naciągu około 50 kg
- dywan
- drabinka domowa
Trochę poprzestawiałem meble i poszło.
Najpierw worek:
5 x {
10 x halo L2R
10 x halo R2L
10 x squat
10 x swing
10 x wykrok do tyłu (po 5 na nogę)
10 x high pull
10 x wykrok do przodu
10 x uginanie przedramion
10 x wiosłowanie
60 sekund przerwy
}
Ładnie mnie złachało. Worek to worek. Okazało się, że z jakichś niezrozumiałych powodów halo przestało mi sprawiać problem (czyżby wzmocnienie obręczy barkowej?), swing niemal nie podnosił mi tętna, ale za to jakieś tragiczne były wykroki. Po prostu miałem ogromne problemy z utrzymaniem równowagi i opadnięciem na lewe kolano. Ki czort?
Druga część
Pompki na uchwytach kolejno w serii: 2 - 3 - 5 - 2 - 3 - 5 (wolno, cycem do samej ziemi)
Plank - 6 x 30 sekund.
Thrusters z gumami: 2 - 3 - 5 - 2 - 3 - 5 - i tu jest moc. Strasznie dobrze uczy usztywniać łokcie.
Animal Flow (dowolne) - 6 x 30 sek.
Wall Squat - 2 - 3 - 5 - 2 - 3 - 5 - to też robię od niedawna i powiem, że jest potencjał.
A potem pobiegałem. Wolniej niż zwykle, ale źle nie było. 3 km to tylko 3000 metrów. Jutro chyba będzie gorzej. Grunt, że chodniki odśnieżone
Lecę na śniadanie.