Byłem na spacerze. I naprawdę spacerowałem. Godzinę. 5 km zrobiłem w zmiennym tempie. Primo: musiałem wstąpić na kawę do knajpy (w sumie kawa jak kawa, interesował mnie raczej węzeł sanitarny
Spokojny spacer poruszył moimi wnętrznościami w sposób zdecydowany i bezlitosny. Secundo: mam cholernie obolałe mięśnie goleniowe! Łydki już raczej pełen luz, ale za to te golenie się odezwały. Jednak 1000 swingów jednego dnia to hardcore jest. Dobrze, że nie strzeliło mi do głowy zrobić taki numer w niedzielę.
A ręka też już prawie dobrze. Na noc jeszcze ją namaszczę Voltarenem i powinno być ok, ale na razie nie będę jej męczył (do wtorku
W linku od Panteona doczytałem, że niejaki Steve Rowe wykonał 10000 swingów w ciągu jednego dnia... Brzmi całkiem nieźle jako zakończenie całego cyklu 10000 swingów
Dzień odpoczynku, a potem w taką np. sobotę wejść rano na siłownię, przytargać żarcia, picia na cały dzień i spróbować... Nie mówię z 24 kg, ale z np. z 20-tką. Ciekawe ile musiałbym odpoczywać po wszystkim?