Panowie, Panowie
Toż my tu o poważnych sprawach
Wstałem rano z w intencji odbycia treningu. I zabrakło mi energii. Nie tej we mnie, tylko tej w gniazdkach i żarówkach. Awaria chyba poważniejsza, bo całe osiedle skąpane w ciemnościach. Korzystając z architektury laptop-komórka piszę, że "ciemności kryją ziemię" i czekam pokornie na śniadanie.
Jeżeli tak to nie ryzykuję. Przecież nie zrobię treningu po ciemku. Rozwidnia się w okolicach 6:40, a ja powinienem o tej godzinie kończyć.
No nic. Zrobię trening po robocie. Dodatkowo z brakiem światła wiąże się brak wody i nie miałbym się jak umyć po treningu.
Trochę mi to przestawia miskę, bo planowałem silne zgrupowanie węgli w okolicach treningu, ale niech tam będzie. Ze śniadania wylatuje miód i - nie mam ochoty na kolejne modyfikacje - zostaje dziura na 100 kcal w stosunku do założeń. I niech zostanie. Naprawdę ciężko jest dobić do 2900 z ograniczeniem do 70 g tłuszczu i zachowaniem czystości miski oraz jej niewielkiej objętości. Owsianka zostaje zdetronizowana na razie. Po prostu czuję głód. Do śniadania trafia twaróg z otrębami, czyli mieszanka zapychająco-wypełniająca. Och, gdyby tak do tego jajko... Na razie jeszcze nie czas
Miska dzisiejsza:
Wiem, że dużo - jak na mnie - białka. Ale sporo wchodzi ze źródeł roślinnych. Poza tym nie chcę się "przeładować" węglami
Dzień bez treningu udał się wyśmienicie - pod względem odpoczynku. Po raz pierwszy od dość dawna nie czułem mięśni podczas wchodzenia po schodach na trzecie/czwarte piętro. Nawet nie biegałem. To jednak mentalny postęp: zaakceptować konieczność odpoczynku. Sporo okoliczności się tu składa. Przygotowania do Biegu Niepodległości, rozpędzanie metabolizmu, próba zdyscyplinowania siebie (Challenge 10 000 swingów) itp. Mentalny progres to również unikanie ważenia dzisiaj. Cyferki mogłyby mnie skłonić do głupich ruchów. Zważę się najwcześniej w piątek, a idealnie i rytualnie w poniedziałek. I tak od wtorku tłuszczyk, ale chcę znać bilans poprzedniego cyklu.
Plan mam dzisiaj na tyle ambitny, że aż się go boję. Obmyślałem sobie różne kombinacje do tych 10K swingów. I pomyślałem: dlaczego nie wachlowanie obciążeniem? 24 kg to wielkość bazowa i tego będę się trzymał.
Zestaw ćwiczeń do grindów zostaje ten sam: wielostawówki z naciskiem na drążek, dipsy i wyciskanie płaskie. Ale w dzień bez grindów (a przysługuje takowy) mogę spróbować machać cięższą kulą od początku do końca, z przerwami 1-1,5 minuty i odpowiednio pomiędzy setami. Nie powinno mi zaszkodzić. No chyba, że zaszkodzi
Edit: woda jest!
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2013-11-06 05:56:42