Dziennik budowania formy na 40 urodziny. Kettlebell, siłownia, bieganie, rower.

Panowie, apeluję do Was jako gospodarza, a po trosze jako winowajca, bo to ja zacząłem o tym spotkaniu w kościele. Byłem, przeżyłem, nikt nie zrobił mi krzywdy ani fizycznie, ani moralnie. Było standardowo. Koniec tematu.
Nikt z nas nie wie, ani nie ma monopolu na wiedzę ostateczną i absolutną. Wiara i wiedza to dwa bieguny tej samej baterii. Jeżeli zabrakłoby jednego z nich, to nie byłoby przepływu energii. Ostatecznie kiedyś, tuż po ostatnim wydechu, będziemy mieli okazję zweryfikować wszystkie nasze domysły i hipotezy, a może i wytłumaczyć się ze swoich słów / czynów
Na razie, w tym miejscu, nie tłumaczmy sobie Absolutu Proszę.

Pobiegałem. Całe 8 km w ślimaczym tempie. Lód pod nogami trzeba było trzymać na dystans od kolan, dupy i twarzy. Bieg na maksymalnym skupieniu. Czuję, że taki taniec na lodzie angażuje kilka mięśni więcej, bo zmachałem się jak przy dłuższym dystansie. Generalnie to teraz jest cacy. Zrobiłem sobie na czas po treningu "lody" proteinowe (przewraca mi się w głowie, przez to całe food porno). Mrożone jeżyny zmiksowałem z dwoma bananami, porcją białka i kefirem. Miało konsystencję sorbetu owocowego. Jak ja kląłem swoją pomysłowość. Ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę włażąc po schodach na górę była porcja sorbetów, albo innych lodów. Za tydzień zrobię sobie gorący budyń waniliowy z ciemną czekoladą Za to obiad tradycyjnie regeneracyjny. Nic nie podnosi morale tak jak dobra zupa. Wiedzieli o tym dowódcy wszystkich armii walczących w konfliktach zbrojnych, w surowym klimacie. Wojskowa grochówka czy dobry krupnik to przecież środek dopingowy. Zaraz położę się na pół godziny, a potem myknę do sklepu po butelkę półwytrawnego wina. Może uda mi się pospać bez budzenia. Czuję, że powinienem odpuścić poranny trening. Moje dzisiejsze bieganie byłoby świetne, gdyby nie pozostałości wczorajszych wygibasów. I albo odpuszczę soboty całkiem (ograniczę się do planu biegowego) albo umieszczę tam naprawdę jakiś lajcik. Skoro grymasiłem przy 8 km, to co będzie jak pojawi się ich 16, a potem 24?

MaGor

I albo odpuszczę soboty całkiem (ograniczę się do planu biegowego) albo umieszczę tam naprawdę jakiś lajcik. Skoro grymasiłem przy 8 km, to co będzie jak pojawi się ich 16, a potem 24?

E tam, nic nie bedzie ;) Przechodzilem przez to, jakos tak jest, ze poprostu zawsze jest tak samo ciezko. Wzrost obciazenia - dystansu - rekompensowany jest adaptacja i wzrostem wydolnosci, i jakos tak sie kreci. Jesli masz mozliwosci - wyprobuj raz, wlasnie w niedziele po dlugim biegu - zjesc dobrze, polezec i isc poplywac. Wyczytalem o treningu jednego z zawodowcow w tri i faktycznie, to jest poprostu doskanala aktywna regeneracja dla nog. Czysta frajda, nagle nic nie boli, pieknie jest ;) Gorzej, ze te wygibasy w miare zwiekszania dystansu beda grozne, miesnie juz pod koniec nie trzymaja tak pewnie, kazdy krok zaczyna bolec.. Do dupy bedzie takie lawirowanie by sie nie poslizgnac.. Jakos dasz rade :)

Dokładnie tak MaGor... miałem te same obserwacje przy moim truchtaniu dzisiaj. Widzę również, że zsynchronizowaliśmy się z deserami

xzaar77

Gorzej, ze te wygibasy w miare zwiekszania dystansu beda grozne, miesnie juz pod koniec nie trzymaja tak pewnie, kazdy krok zaczyna bolec.. Do dupy bedzie takie lawirowanie by sie nie poslizgnac.. Jakos dasz rade :)

O właśnie. Zauważyłem, że bryndza zaczyna się po 6-7 kilometrze. Zmęczenie powodowało pomyłki i uślizgi stopy. Dystans detaliczny na suche i ciepłe otoczenie. Przy śliskim podłożu robi się upierdliwie i niebezpiecznie. No i nie wiem czy będę umiał biegać po lodzie po ciemku. Nic to. A akurat wpadłem na pomysł, żeby pójść na basen. Jak zdążę to pójdę. Posiedzę w saunie i trochę popływam żabą.

Marcel - pisałem, że się zarażam fanaberiami kuchennymi

MaGor

Marcel - pisałem, że się zarażam fanaberiami kuchennymi

Ewidentnie mój dobry wpływ

Po treningu Czasu tyle co kawę dopić.
Press: 2 x 24 (stack: 16+8)

5 x (1:5) + 1 podciągniecie po każdym szczeblu (wolę tak)
2 x 5 EH Snatch z 32 kg. Totalnie nie miałem siły na snatch'a. Nie wiem dlaczego.
Rozciąganie pogłębione. Cholernie czułem kaptury i pośladki. Od czego? Bieganie po śliskim?
---
Od dzisiaj 3 dni LC Mniam, mniam

Stacked - to dwa kettle trzymane w jednej ręce (dwa uchwyty).
Na focie widać podwiązanie - a to już nie jest stacked..

To co widac na focie, to dokladnie to, co Magor napisal, czyli stack :)

Pewnie obaj macie rację. Panteon ma "rację techniczo-środowiskową", a Xzaar "lingwistyczną". Dla mnie pęczek odważników to stack, nieważne czy w uchwycie, czy spięty paskami/powiązany sznurkami Używałem pasków samozaciskowych. Takich dla wędkarzy. Bardzo fajny patent.

Nie wiem, czy nie szarpnąłem pośladka przy tych snatch-ach. Mam problem z półprzysiadem "do krzesła". Rozchodzi się

Zmieniony przez - MaGor w dniu 2013-12-09 10:39:35

Nie wiem jak to będzie w dosłownym tłumaczeniu i nie wiem jak fota miała się do tego co robił, ale stacked - to dwa kettle chwycone jedną dłonią, a nie podwieszone/podklejone/itp.
Pojawia się tu trudność (a dla niektórych łatwość) w uchwyceniu - taki drugi kettel może się ześliznąć, przekręcić itd - trzeba uważać, a taki podwieszony nie zagraża w ten sposób.
Ma swoje inne plusy.





Pierwsza wersja dla MaGora pewnie do ogarnięcia z 16+8

EDIT:
czyli dla mnie to nie były zestackowane kettle.


Zmieniony przez - panteon w dniu 2013-12-09 10:43:23