Dodatkowo trening, który miał być lekki... Trochę mnie poniosło. Zaproponowałem chłopakom 300 Maxwella. Umówiliśmy się, że dotknięcie odważnikiem do ziemi oznacza koniec treningu. Skończyli w większości na Deck Squat, a ja na TGU. Mam naciągnięte palce w lewej nodze i przy ćwiczeniu na bosaka potrafi mnie zaboleć przeszywająco. W czwartek dokończymy od momentu, w którym skończyliśmy dzisiaj. Potem jakieś wyciskania, zabawy itp. Na koniec lekka Tabata: swing z małym odważnikiem (chodziło o prędkość). W porównaniu do 500-tek to małe miki.
Jutro też kroi się niezbyt regularnie. Mam po południu wyjazd. W związku z tym nie zjem normalnie. A raczej nie zjadłbym gdyby nie chytry plan. Może nawet trochę zbyt chytry. Miskę na popołudnie rozbiję na dwa posiłki żeby ciągle mieć zajęcie dla metabolizmu. Jak mnie przetrzymają z posiłkiem to zjem dwa razy. Jak nie to obie porcje zostaną wchłonięte od razu. Keto ma to do siebie, że tłuszcz i białko zabijają łaknienie, a i żołądek skurczył się prawdopodobnie znacznie (to cholernie ważne). Jadam tyle co kot napłakał (objętościowo), albo i mniej - a w ogóle nie czuję głodu. I tak ma zostać. Wymieniam flotę misek w szafce. Te, których używam obecnie, jadą do rodziców. Zastępuję je miskami odpowiadającymi - z grubsza - objętości moich złożonych dłoni. Odpowiada to podobno objętości dna mojego żołądka. Nieważne co będę jadł. Ma być tego objętościowo maksymalnie tyle ile mieści się w takiej misce. Takie naturalne zmniejszanie żołądka sobie funduję
Trening jutrzejszy. Albo zrobię sobie dzień wolny, albo... zrobię go rano. Mam jutro trochę więcej czasu rano i spokojnie wyrobię się z 500-tką i dodatkami (dipsy jutro). A wieczorem trochę pospaceruję albo lekko pobiegam, albo poleżę na wyrku z książką. Zobaczę.
Na weekend się zapowiedziałem u rodziców i uprzedziłem, że jestem na tłuszczach i jem tylko jajka, mięso, ryby, orzechy, masło i trochę warzyw. Czyli - jak by na to nie patrzeć - odkładam ładowanie najwcześniej do poniedziałku, a mówiąc inaczej: od poniedziałku do czwartku wracam do normalnej, zbilansowanej miski przyciętej o 300-200-100-0 kcal. Od piątku podbijam miskę i robię ostatni ciężki trening przed bieganiem 11-go. Dodatkowo w menu pojawią się produkty solone. Sobota - umiarkowany wysiłek, miska na zero + sól. Niedziela - miska na plus, ale dopiero wieczorem: kolacja rybna z warzywami i kaszą, po to żeby w poniedziałek rano mieć zapas glikogenu i power. Poniedziałek od rana rządzą przetwory z pszenicy: pieczywo i kasza manna + owoce. Może jakieś drożdżówki. Po biegu drobna orgia kulinarna w knajpie i kolacja już normalnie nienormalna. A od 12-go znowu 14 dni keto w układzie 2 x (5+2) Mam nadzieję, że uda się przeżyć cały ten plan. W grudniu spróbujemy IF z podbitymi kaloriami. 3300 - 3500 to plan minimum, ale jednak w oparciu o zdrowe tłuszcze i białko (te węgle strasznie marnie na mnie działają - gospodarka insulinowa leży pewnie i kwiczy - lata zaniedbań się mszczą). No i adekwatny do tego wysiłek treningowy. Może będę musiał ćwiczyć mniej, może więcej. Nie wiem. Ma być dobrze
Icarium... Do kogo ja mogę być podobny? W sumie w gazecie ze dwa razy byłem
---
Przyszedł dzisiaj Gymboss. Oj będzie się działo...
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2013-10-29 19:18:26
------------------------------------
Сила это способность
http://www.sfd.pl/Kettlebells_Sztanga_Bieganie_Sila_dla_cierpliwych_By_MaGor_Vol3-t1078817.html
------------------------------------
Spis treści i indeksy:
https://dl.dropboxusercontent.com/u/69665444/sfd/pub/dziennik/spis_tresci.html
------------------------------------
http://www.sfd.pl/Pomoc_dla_małego_Igorka__serdecznie_zapraszamy_!-t1022615.html