Matko z córką, jak dobrze, że ten dzień się już kończy. No koszmar pospolity, zawodowo tylko na szczęście, ale przez to rozwaliła mi się możliwość zjedzenia drugiego posiłku w sensowny sposób i musiałam "nadganiać wieczorem".
Za to byłam na zakupach i przemogłam się do zakupu ciecierzycy i soczewicy oraz różnych fasoli... Zaraz sobie podejrzę jakieś proste danie na jutro, może przełknę
Ale przy kasie to mi szczena opadła, nie powiem ;) Rzadko tyle wydaję na jedzenie...no, ale lepsze takie wydatki niż na operację plastyczną
Rano poćwiczyłam znowu te same ćwiczenia co ostatnio, ale do wszystkich udało mi się utrzymać hantle.. (wprawdzie 0,5 kg tylko ), ale przynajmniej nie umarłam w połowie.
Boli mnie ten mięsień co jest na łapce ale nie jest ani bicepsem ani tricepsem, nie wiem jak się nazywa oraz nogi i pupencja.
Miska tego szalonego dnia wygląda tak:
Walczę, żeby nie zwariować...
http://www.sfd.pl/[FIT]veronia_p/str.100/_praca_nad_sylwetką_139.-t860867-s139.html