Żeby uciąć spekulacje:
No cóż -kiedy żona dowiedziała się ile chcę wydać na rower stwierdziła że jestem trochę nienormalny( to stwierdzenie jest ogromną niesprawiedliwością gdyż i tak przyciąłem rowerowy budżet do niezbędnego minimum)
Żona chwile przemyślała, zmieniła strategie i uderzyła znienacka z flanki. No bo skoro stać nas rower za taaaaką górę pieniędzy, to stać nas na psa.
No właśnie. Pies. U nas stara sprawa. Bo trzeba wiedzieć że u mnie w domu to ja jestem Głosem Rozsądku i psa nie było. Nie to że nie chciałem. Poprostu uważałem że to nie odpowiedni moment na psa. Kiedy mnie nie ma i jestem w pracy życie mojej Lubej polega na jeżdżeniu z terapii na terapie z najlmlodsza częścią stada i byciu zmęczonej. Do tego ma problemy z rozscięgnem stopy co utrudnia chodzenie. W planach dość poważne remonty( albo nawet przeprowadzka).
I jeszcze na to wszytko pies. Moją taktyką było : pies-tak- w dalekiej nieokreślonej przyszłości.
Z jakiegoś powodu nagle wszystkie moje jakże zdroworozsądkowe argumenty straciły na sile. Z drugiej flanki uderzyła córka ze swoimi urodzinami i która ma obsesje na punkcie psów (studiuje sobie atlasy kynologiczne). Atak frontalny przypuścił syn.
„No to Senegal” se myślę. Przerżnąłem. Zmasowany atak kooalicji na rzecz Psa w domu nie pozostawił mi wielkiego manewru. Nawet na wybór rasy nie miałem wielkiego wpływu. W grę wchodziły: besanji, labradoodle i jego ekonomiczniejsza wersja lagotto romagnolo. Wszystkie trzy wybrane i co najwyżej mogłem zdecydować który. Szybko dokształciłem się i wybór padł na lagotto: ze względu na usposobienie, i bardzo duży potencjał w kierunku szkolenia pod dogoterapię. No i był polowe tańszy niż labradoodle
Wyglada na to że ta kampania była przygotowywana od dłuższego czasu i precyzyjnie wybrano moment ataku. W ostateczności zawsze zasłaniałem się finansami.
Dobra. Wybór padł na Owce. Stado do samochodu i grzejemy przez pół Polski. Dzieciaki oczywiście z miejsca zakochały się z Owcy a Owca dobrze na nas zareagowała. Niestety później nie było kolorowo - to już duży szczeniak(7 mcy) i zmiana miejsca i otocznia okazała się dla niego ogromnym stresem, dlatego z miejsca jak dojechaliśmy zerwał się żonie ze smyczy i sp******ił nam. Rzuciłem się w dziką pogoń goniąc moje 4 tysiące złotych. Po 150 metrach zagonilem w ślepy zaułek. Piesek ze strachu cały zesztywniał. Podnoszę go na ręce- a on cały taki zesztywniały - dokładnie w takiej samej pozycji jak go wziąłem z ziemi. Jak pluszowa zabawka- łapki na centymetr się nie zgięły. No k***a, zawału dostał- se myśle. I co ja teraz dzieciom powiem . Patrzę czy dycha. Dycha.Uff. Dzisiaj już Owca krząta się po domu, coraz bardziej wyluzowana i próbuje skumać o co nam w zasadzie wszystkim chodzi. Jest dobrze.
No może pomijając finanse. Bo do końca miesiąca całe stado będzie musiało przejść na bardo drastyczną redukcje
. Aaa za ostatnie pieniądze kupiłem kamerkę sportową. Bo skoro dalej mam się tak spektakularnie rozbijać warto by to uwiecznić