Film, ktory wrzucil Magor, to faktycznie finisz maratonu, ale maratonu bedacego czescia IronMan - dziewczyny wczesniej pocisnely 3,8km w wodzie i 180km na rowerze. Jest to najslynniejszy, legendarny juz finisz IM. Pojde dalej niz Magor, ktos, kogo to bawi ( mam na mysli nadanie filmowi takiego tytulu ), jest poprostu idiota. To jest szczyt ludzkich ambicji i poswiecenia, esencja sensu sportowej rywalizacji, dostepna tylko dla tych, co ducha walki maja we krwii, niezaleznie czy walka rozgrywa sie zwyciestwo, czy o ukonczenie wyscigu.
Tak jak mowisz, nie wazne jak dlugo, wazne zeby dojsc do wyznaczonego sobie celu. Jednym przychodzi latwo, innym trudniej, liczy sie walka ze swoimi slabosciami.
Jakos to idzie poki co, rosnie kondycja, wiec i morale jest na wysokim poziomie. Kiedys przyjdzie zastoj, i to bedzie dopiero czas prawdziwej proby. Na razie jedynym deprymujacym czynnikiem jest to ze budze sie w calkowitej ciemnosci, zle sie wstaje w takich warunkach zwlaszcza, ze nie chce budzic dziewczyn, wiec trzeba zbierac sie bez swiatla. Latem, gdy juz przed 5 jest jasno, jest o wiele latwiej. Na szczescie, gdy juz sie pozbieram z sypialni i odpale swiatlo w kuchni i salonie, zycie wraca w kilka sekund. Wazne jest to ze nikt mnie do tego nie zmusil, sam siebie wystawilem na taka probe, wiec teraz sam przed soba nie moge sie poddac.
Cwiczenia z pilka wygrzebalem, bo caly czas staram sie urozmaicac sobie trening tak, by nie dopuscic by ktorykolwiek z jego elementow mnie nuzyl, bo to najkrotsza droga do zniechecenia. W momentach watpliwosci wbijam sam sobie do glowy ze to wlasnie umysl mnie ogranicza, ze trzeba przelamac ten kryzys mysli i bedzie dobrze - sprawdza sie.
Nie wszystko jest idealnie, caly czas motam sie jesli idzie o model odzywiania - z jednej strony moge jesc bardzo duzo i wszystko i waga nie rosnie, jednak z drugiej chcialoby sie pozbyc jeszcze kilku kilogramow - a przy tej aktywnosci ograniczenie podazy oznacza potworny glod. Na 4,5 tysiacach kalorii
jestem glodny po 2 godzinach od posilku, a trzeba wytrzymac 4. Nie narzekam jednak i brne dalej, bo czas nieublaganie ucieka, a ja daleko w polu z umiejetnosciami, o formie nie ma co nawet wspominac. Samo sie nie zrobi ;)
Koncze dzien treningiem plywackim, dzis jak caly tydzien - dosc lekko, 48 basenow stylami, 24 techniki na desce, duzo nog.
Jutro wstaje znow przed switem, by od basenu z kolei dzien rozpoczac. Na poranek zaplanowalem mocny akcent na nogi, wieczorem z kolei przerzucone z soboty wybieganie, aby dac te 36 godzin nogom przed polmaratonem niedzielnym. Poukladalem sobie w glowie te rozgrywke, i postanowilem 10km leciec na kompletnym luzie, zobaczyc jak bede sie czul, i druga dyche, jesli bedzie zdrowie, pojde w trupa. Jak zdrowia nie bedzie, doczolgam sie do mety w TM i z pokora bede dalej pracowal.
Zmieniony przez - xzaar77 w dniu 2013-09-26 21:21:06