Pomiary poranne:
Waga: 109,9 kg
BF%: 15,2%
Nawodnienie: 58,3%
Masa beztłuszczowa: 44,1% + 14,7% | 58,8%
Przy poprzednim pomiarze zawyżyłem ilość masy beztłuszczowej. Dodałem 18,7% do masy mieśniowej czyli o 4% więcej. 14,7% to podobno waga kości. Tak mówi moja mądra waga.
Waga brutto, czyli przed wizytą u Świątyni Białego Dzbana. Od wczoraj poszło 0,7 masy. Spadek BF ok, ale poprawiło się również nawodnienie, co - jak zauważyłem zawsze wpływa na BF%.
Miska lekko zmieniona. Muszę zostawić 100g kaszy w obiedzie, bo krucho z bilansem.
Zastanawiam się nad jutrzejszym treningiem. Zgodnie z metodyką proponowaną przez Pavla T. może to iść w cyklu Lekko - Średnio - Ciężko itd. Tylko skoro wczoraj było lekko... Czuję się jak mucha z wyrwanymi skrzydłami, ale to taki masochistyczny komplement w stronę czajników. Dobrze jest. Mam cały dzień na myślenie. Na bank jutro zrobię trening z bliźniakami. Zestaw i metodyka ćwiczeń do ustalenia. Może spróbuję czegoś takiego:
1. Poniedziałek - serie liczone (serie, powtórzenia), na 1 czajnik
2. Środa - serie liczone (serie, powtórzenia), na 2 czajniki
3. Piątek - serie na czas, ćwiczenia na przemian: 1 i 2 kettle. 10 ćwiczeń po 5 minut + minuta odpoczynku. W ciągu tych 5 minut wykonanie jak największej ilości powtórzeń. Do tego pół godziny rozciągania i ćwiczeń wzmacniających.
Mógłbym w ten sposób monitorować postępy, bo na zakup kolejnych czajników nie zdecyduję się w tym miesiącu. Zresztą muszę dojść do idealnej techniki zanim wstąpię schodek wyżej. Kondycyjnie jestem przygotowany na czajnik 20-24kg, ale technicznie jeszcze głębokie przedszkole.
Miska na
potreningu.pl
Baby mnie wczoraj zaatakowały. Ciastem z Dnia Kobiet. Okazało się, że przydusiły w lodówce całkiem niezły zapas i już miały zaczynać orgię cukru, margaryny i mąki, kiedy jedna weszła do pokoju i z zachwytem w oczach krzyknęła:"O Boże, ile zostało ciasta!" Skwitowałem to niewinną uwagą, że owszem, zostało, cały kilogram i poklepałem się po biodrach. Miny im zrzedły i czułem się jak świnia, która zepsuła komuś zabawę. I tak jadły, aż im się uszy trzęsły, ale w zdecydowanie gorszych nastrojach i ze smutną refleksją w oku: "Co ja robię? Czemu tyle tego jem? Ależ to pyszne..." "Basiu podasz jeszcze tego serniczka?, A Pani Walewska dobra?" Itd. O ile kiedykolwiek zrozumiem kobiety...
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2013-03-12 07:12:50