Dzisiaj, zgodnie z obietnicą, wypróbowałem hill sprinty.
Znowu włączyłem zegarek będąc już w ruchu, także skala jest od 80, a nie od 20. Cytując Roberta De Niro w Taksówkarz:
I got to remember stuff like that
Co do samych sprintów:
-5 minut marszu + 5 minut biegu (górka jest ok 1200 metrów od mojego domu, także rozgrzewkę trzeba było dopasować do warunków terenowych)
-17 minut interwałów- 9 sprintów w górę, trucht na dół, minuta przerwy. 2 pierwsze na pół gwizdka, 2 następne na 3/4, 5 na pełnej mocy
- 20 minut truchciku do domu- lekko na około, łącznie 1700-2000 metrów
OCENA:
+
-Pompa (!) całej górnej części ciała
-Przyjemnie czuje się pracę pleców, brzucha i rąk- nogi jakby tylko pomagają
-Dużo mniej męczące od biegów na 400 metrów, zacząłem mieć problemy z oddechem po wykonaniu przedostatniego biegu, reanimacja potrzebna była wyłącznie po ostatnim
-
-Mocno obciąża przywodziciel, ale jestem świeżo po bieganiu, także nie wiadomo jeszcze jak bardzo mu się dostało
-Górka jest daleko
-
jeżeli to może być wada, to subiektywnie hill sprinty są mało intensywne- po sprincie na 400 metrów przez 90 sekund walczyłem, by nie wypluć płuc (obiektywnie- tego jeszcze nie wiem. postaram się poobserwować co się dzisiaj będzie działo z moim metabolizmem)
Zmieniony przez - Pandarek w dniu 2011-08-21 20:49:44