1. "Ścisnąłbym" te posiłki (np pierwszy w pracy o 8-9). W weekendowy dzień jem śniadanie np 7 (w pracy 8-9). Koniec dnia to masakra (a ostatni posiłek wchodzi 20-21). Mam swoje sposoby jak przetrwać, ale to w pkt 2. Wracając, lepiej o wiele (u mnie) wytrzymać rano na czczo do 9, niż wieczorem po 21 (u Ciebie dodatkowo są długie strasznie odstępy). Jak nie mam wyjazdów, to jem co 3h, a co 2,5 jestem już w sumie delikatnie głodny. Też zależy co zjem wcześniej (patrz pkt 2 ;). Czasem się zastanawiam nad J/NJ. Wtedy spokojnie bym wytrzymał do tej 12 na płynach, a potem wyżerkaaaaaaaaaaaaa , ale obawiam się innych problemów takiego trybu.
2. Ja z rana jem białko. Dużo i jak najmniej węgli. Zauważyłem, że nie jestem aż tak bardzo głodny potem. Tak samo przed treningiem - zawsze białka dużo, po treningu węgle. Tak mi kazał faftaq i tego się staram trzymać. Dodatkowo zapycham się warzywami jak naprawdę głodny jestem. Ale mówię np o zupie warzywnej - jest tam 450g warzyw + litr wody. Albo 300g pomidorów. Ogólnie staram się wciągnąć 1kg warzyw minimum na dobę.
Reasumując :). Jakbym takie Twoje menu sobie zapodał, to nie dałbym rady na obecnie rozpędzonym metabolizmie - zbyt długie przerwy pomiędzy posiłkami, zbyt długie okienko jedzenia.
:)