Gulietta jak mam sztangę wyżej, jak teraz, to jest lepiej, ale dalej się garbię. Obiecałam sobie po każdym treningu robić to wiosło na proste plecki i zapomniałam. Muszę je wpisać na kartkę z treningiem, widać pamięć już nie ta
Serduszka są naprawdę bardzo smaczne. Robiłam w duszonej cebuli i pieczarkach, podlewając trochę wodą, żeby powstał naturalny sos. Do tego łyżka śmietany czy musztardy i jest elegancki sosik, a całość w towarzystwie ryżu robi bardzo zgrabne danie za skromne pieniądze. Kwestia nielubienia się z podrobami to podejrzewam w wielu przypadkach albo zakorzenione uprzedzenie, bo się źle kojarzy, a w domu się nie jadło, albo właśnie trafiło się na źle przyrządzone, w związku z czym w głowie zostało mało ciekawe wspomnienie. Ja na szczęście wątróbkę i żołądki lubię, bo od małego jadałam. Wzdrygałam się przed sercami, bo nie znałam i ze względu na wygląd (gdyby można było kupić oczyszczone, dawno bym się przemogła
). Podobnie mam z flakami, kto wie może kiedyś spróbuję u kogoś i się przekonam
A propos przyzwyczajeń, to podroby to mały pikuś. Historyczną dramę odegrałam gdy zostałam jako dwu - albo trzylatka u wujostwa na weekend i oni mnie chcieli otruć borówkami. Znaczy byłam o tym przekonana, bo wcześniej jakoś nie jadłam. Tak się broniłam, smarkałam, ryczałam i próbowałam im uciec, że do dzisiaj to pamiętam. I biedną ciotkę, która używała wszelkich sposobów, żeby gówniarza przekonać że takie boróweczki ze śmietaną i cukrem to prawdziwe mecyje oraz wujka, który z kolei uderzał w ton odwrotny: jak nie chce niech nie je, zgłodnieje to przyjdzie, zostaw ją, nie lataj... Kurcze, to chyba jedno z wcześniejszych moich wspomnień z dzieciństwa i do tego taki hardcore