juz zmachany bo bylo to drugie ciezkie cwiczenie na barki, tym razem pchalem hantle ponad glowe w siadze, wiec przed ostania seria rozgladam sie po silowni za bardziej ogarnietym kolesiem i widze mlodego koksa (rzecz sie dzieje na silownie w Dublinie) wiec podchodze i sie pytam czy nie moglbym mnie asekurowac przy drugim czy trzecim powtorzeniu, na to on z usmiechem na twarzy ze 'of course, no probs mate'. Ja z niedowiezaniem tlumacze mu po raz drugi ze potrzebuje zeby mi pomogl wypchnac pierwszy ponad glowe i dam mu znak jak bede potrzebowal pomocy przy drugim badz trzecim, on ponownie mowi ze nie ma problemu ze wie o co biega. Wiec ja juz na pewniaka zarzucam 45tki na kolana i buch z wybiciem hantle szybuja na wysokosc barkow (tutaj mial kolega je pomoc wypchanac). Patrze w lustro a on tam stoi z i sie patrzy jak ciele, wiec ja z minal jakby mnie ktos na pal nabijal wypycham te hantle ponad glowe i zaczynam liczyc, raz, dwaaaaaaaaa...... tutaj mowie przez zacisniete zeby 'TERAZ, POMOZ, TERAZ' na co koles z usmiechem na twarzy jedynym szybkim ruchem zabiera mi prawa hantle a jak jak scieta kloda lece w lewo z druga hantla na morde. Pamietam ze zdazylem tylko krzyknac '****a (pauza) baranie' i teraz najlepsze. Koles sie nachylil nade mna i mowi ze niepowiniem podnosic tak duzych ciezarow jak nie dam rady ich sam odlozyc. UPADLEM PO RAZ DRUGI
I DO IT BECAUSE I CAN !!! I CAN BECAUSE I WANT TO !!! I WANT TO BECAUSE YOU SAID I COULD NOT !!!