To był najcięższy i najbardziej bolesny trenign jaki w życiu przeżyłem. Trener przywiózł mi nowy kostium a, że dzisiaj ciągi to chciałem go wypróbować. Niestety sukin...nie chciał przejść nawet przez kolana:-/ W****iłem się i poprosiłem kumpla z 60, żeby się wbił w niego i trochę porozciągał. Ja w między czasie robiłem ciągi w starym kostiumie:
MC 20/12 70/8 120/5 150/3 180/2 KBS:200/1 K:210/3,3,2+7/8
między seriami próbowałem założyć kumplowi ten kostium. Porzucałem nim trochę, pozdzierałem paluchy i dlatego ostanie powtórzenie w serii nie poszło tak jak trzeba, ale zabrakło dosłownie 5cm do pełnego wyprostu tułowia. Najgorsze jest to, że nogawki u kumpla przeszły przez kolana, ale dalej nie chciały Trochę się "Zdenerwowałem" bo nie mam jak wymienić kostiumu na większy rozmiar, ale mówię sobie że impossible is nothing i walczę z nim. Milimetr po milimetrze. Kosiczny ból. Trener mi pomagał jak mógł, ale po 40minutach nadal brakowało 10-12cm na nogach. Zacząłem włazić na drabinki jedną nogą i "schodzić w dół", żeby chociaż troszkę rozciągnąć. 2-3 cm pomgoło, ale to nadal było za mało. W końcu trener sie wkur....wział jakiś metalowy kątownik, zaczepil o nogawkę i zaczął wciągać. Zrył mi udo równo, ale pomogło i prawie do końca wlazłem. Na koniec przewiesili szelki gryfem i powiesili mnie(dosłownie) na stojakach. Powysiałem tak z 3minuty i jakoś wlazłem. Na koniec zakładanie szelek, ale tu już w miare poszło. W każdym razie po dwóch 2 godzinach udało mi się wbić.......mam nadzieję, że następnym razem będzie leżej....