siemka, znowu bez regularnych wypiske ale zwyczajnie jestem jakis przybity, zmęczony. wkvrwia mnie ta aura, cialo jakieś cale obolałe, szyja, plecy, nogi - moze jakis wirus mnie sie czepia albo zwyczajnie jestem zmęczony
Treningi jeszcze jakos wchodzily, pomijając piątkowy gdzie sciagnalem 10-20% od ostatniego z obciążen. Zarcie momentami tez mi bokiem wychodzi, choc jeszcze pare dni temu bylo ok. Ostatni push poszedl bardzo fajnie, w skosie na smithcie 135x6 poszlo co jest moim rekordem, reszta tez spoko. Nastepny dzien byly jakos dwójki, tez poszlo spoko, rdl wrocilem do sztangi ale do120kg z trzymaniem tempa, jedynie glutes brigdge z dvpy, bo ponownie jak kiedys przy wiekszym ciezarze idzie mi jakis dziwny prąd od biodra przez całą czwórkę az do kolana. Wspominany pull poszedl juz srednio, bo bardzo slabo spalem, wstalem z bolem łba itd. Wczoraj dnt i dniówka w pracy, dzisiaj w planie zrobienie czwórek ale póki co chęci srednie...jeszcze jak widze tą przyyebaną pogodę za oknem. Zatem zaliczę kolejny raczej "frajerski" trening, bawiąc się tempem, wieksza ilością powtórzeń i niz zrobię "hardcore" serię do upadku. Potem nocka , jutro dnt nawet jak się wyśpię to nie idę bankowo. Pierdzielę i sprawdzę zwyczajnie czy moze potrzebuję ciut odpoczynku.