Napiszę tak. W klubie Konrada Gacy odchudzali się ludzie z całej Lubelszczyzny i nie tylko. Był taki przypadek, że chłop jak dąb przychodził na konsultacje i skarżył się, że mdleje na diecie. Okazało się, że był to jakiś górnik z kopalni w Bogdance. Primo: wydatek energetyczny miał na poziomie tak dużym, że nie stykało mu energii z diety. Po drugie: bęben miał całkiem pokaźny, czyli deficyt mu ewidentnie nie służył. Idąc tokiem rozumowania: "nie idzie - ćwicz więcej" brniemy w ślepy zaułek, typowy dla rozhisteryzowanych nastolatek odchudzających się na studniówkę. "Jem dwa liście sałaty dziennie, popijam wywarem ze szpinaku, ćwiczę pięć razy w tygodniu i nie chudnę. Dlaczego?" Sam trochę padłem ofiarą takiego postępowania.
Uważam, że np. całodzienne koszenie kosą w dawnych czasach, młócenie cepem przez kilka godzin,
rąbanie drewna, piłowanie piłami ręcznymi itp. wyrabiała w ludziach żelazna wytrzymałość, a braki nadrabiali techniką. Ale co my tu o górnikach...
Sam zacząłem zresztą. Panowie: wysiłek fitness jest wbrew naturze
Cała natura jest leniwa i oszczędna. Tylko człowiek czasem musi pobiegać, poćwiczyć itp. Nasz organizm tak jest skonstruowany, że zawsze będzie dążył do optymalizacji czyli wykonania pracy minimalnym nakładem kosztów. I dlatego wolę trening funkcjonalny, któremu bliżej do bezpośredniej użyteczności, i który świadomie wykorzystuje ową chęć organizmu do efektywnego wysiłku. Jak już musisz to ćwicz naturalnie: biegaj, podnoś, skacz, rzucaj
A praca jest praca. Wytworzenie energii potrzebnej do huśtania żeliwną kulą z uchwytem, po łuku to określony wydatek energetyczny, który można przeliczać na dowolną pracę fizyczną (łopaty węgla, szklanki wody, worki ze zbożem itp.)
O czym to ja miałem? A... Mali Bracia już tu są. Przed chwilą pięknie przebarwiłem pasek diagnostyczny
Na razie zwiadowcy się pojawili, ale mam nadzieję, że jutro wieczorem nadejdzie główna armia
Panowie. Angela jest ładniejsza niż wszyscy Masters Of Kettlebells razem wzięci
Guzik mnie obchodzi czy trzymam kulę przepisowo i ortodoksyjnie czy nie. Będę dążył do pełnej poprawności, ale muszę tworzyć z odważnikiem jedność. Jak samuraj ze swoim mieczem. Bez tego kula staje się tylko kulą, a trening tylko treningiem. A sami wiecie, że nie tylko o to w tej zabawie chodzi
Zaczynasz trening i ich nienawidzisz. Kończysz trening i już za nimi tęsknisz
Widzę po chłopakach z treningów. Jak robi się ciężko to odruchowo szukają sposobu na "optymalizację" ćwiczenia i robi się technicznie. Ja tylko zwracam uwagę gdy za bardzo oszukują, albo mogą sobie zrobić krzywdę. Dzisiaj wszyscy - jak jeden mąż - wycisnęli, a potem wyrwali odważnik 24 kg. Miesiąc temu mieli problemy z utrzymaniem go w rack
Myślę, że ich to zbudowało na duchu.
Te kule dlatego cieszą się taką popularnością w armiach, że idealnie nadają się do treningu grupowego. Dużo nie musisz tłumaczyć ani pilnować. Urywają mi się myśli
Idę spać
Chyba jutro pójdę na siłownię. Uwalę się plackiem na ławkę i powyciskam niewielki ciężar po 8-10 razy. Przeplotę to seriami rwań ciężkiego odważnika, też w takiej objętości. A potem pobiegam pół godziny. Taki mam plan. Rozczuliłem się i zatęskniłem za moimi kuleczkami
Przez Was