Przez ostatni tydzień, co tu dużo mówić, dochodziłem do siebie po serii naprawdę dużych dawek glikokortykosteroidów. Napierniczał mnie łeb, ból brzucha, woda gromadząca się w brzuchu - ogólnie tak spędziłem pierwsze dni po wyjściu ze szpitala. Do jedzenia jakoś mnie nie ciągnęło. A przez bóle brzucha (które wynikały też z tego, że była tam woda) przyciąłem kcal. Żeby łatwiej uzupełnić bilans kcal dawałem więcej tłuszczy kosztem węgli (żeby się nie upychać). Białka daję sporo - głównie żeby uzupełnić niedobór albumin i białka całkowieego.
No ale po kilku dniach już mnie zaczęło nosić Jednak leżenie/siedzenie itp to nie dla mnie. Jak nie mam ruchu to się jeszcze bardziej męczę.
Także równo tydzień po wyjściu ze szpitala wziąłem udział w Biegu Konstytucji na 5 km (choć w moim wykonaniu był to raczej Przemarsz Konstytucji ). "Wykręciłem mega czas", bo 35 min Powiem szczerze, że po tym co miałem przez szpital, brak ruchu i leżenie plackiem przez 2 tygodnie uważam za rewelacyjny czas
Zrobiłem też kilka krótkich przejażdżek rowerem
Ale ogólnie jak człowiek nie ma nic do roboty to mu różne myśli przychodzą do głowy. No i doszedłem do wniosku, że siłownia będzie raczej teraz w stopniu "rekreacyjnym". W sumie do tej pory też tak była, to teraz będzie jeszcze bardziej.
Natomiast chciałbym skupić się na czymś innyn bardziej - bieganiu. Poniekąd wynika to też z tego, że niestety wyszły mi spore ubytki w kościach - nawet 30-40% w lędźwiach. Trochę zacząłem się bać. Wiem, że kulturystą i tak bym nie był () to też teraz - jak napisałem - skupiłbym się na bieganiu (i może na rowerze i bardziej "aerobowych" formach aktywności). Dlaczego? Żeby na siłowni zbytnio nie obciążać kości, sadełka mniej to i łatwiej to nosić. No i ogólnie idzie lato to trzeba mieć kaloryfer ().
Swoją obecność na siłowni ograniczyłbym do jakiś 2-3 wizyt w tygodniu robiąc jakieś splity typu góra/dół/góra albo p/p/l. Tam raczej szedłbym w kierunku większej ilości powtórzeń kosztem ciężaru - czyli trochę też wytrzymałości.
Teraz mam pytania do Was:
1. Przez ostatnie dni miałem naprawdę problem z jedzeniem. Później było trochę lepiej - tzn. zacząłem szamać 1600-1700 kcal (co przy leżeniu plackiem nie jest chyba wcale tak mało). Jednak ciągle miałem problem "rozdętego brzucha". Żeby zapewnić bilans podbijałem tłuszczami. Węgli wychodziło 100-150 g. Ogólnie czułem przez to trochę słabość, ale z drugiej strony więcej nie wchodziło.
Teraz kiedy planuję wrzucać więcej ruchu chciałbym podbić ww. No i dziś wyszło już trochę lepiej:
B/T/W: 150/70/200 ~ 2000 kcal
Fakt, ciężko wchdziły te węgle ale jakoś weszły.
No i teraz pytanie: Czy przy takiej kaloryczności metabolizm zbyt nie zwolni? Czy jeżeli chciałbym iść w stronę ucinania węgli kosztem tłuszczy jeszcze bardziej go nie spowolnię? Jak to rozegrać?
Trochę "kręcę się ze staczką", bo wcześniej chciałem iść w low fat, teraz w low carb Choć narazie wychodzi stosunkowo dieta zbilansowana. Przez te kilka dni, kiedy węgle szły napradę nisko brzuch wyglądał naprawdę fajnie płasko. A obawiam się, że teraz fizyczne nie będę w stanie przerabiać takiej ilości węgli.
Dziennik:
http://www.sfd.pl/DT_kalik-t1087033.html