A więc tak:
8 hill sprintów: Total czas 6:40
Dzisiaj poczułem swojej skórze czym jest prawdziwie zimne powietrze. Wybiegłem z domu w krótkich spodenkach, bluzce biegowej i podkoszulku, po czym mniej więcej po 3 sekundach dotarło do mnie, że jest dużo za zimno na taki strój i wróciłem się do domu po dres i bluzę.
Biegałem więc w całym tym rynsztunku i być może przez to szło mi tak ciężko. O dziwo rozgrzewka i afterburn szedł lepiej niż ostatnio, ale myślałem, że po 5 czy 6 sprincie dosłownie umrę.
Wcześniej założyłem sobie, że podbiegnę pod górę 9 czy 10 razy, ale po 8. nie miałem siły stać na nogach.
Dzieląc czas (400 sekund) na ilość sprintów (8) wychodzi nam 50 sekund. Ostatnio było 350 sekund na 7, a więc taki sam współczynnik przy jednym biegu więcej.
WIEM, ŻE NIE JEST TO ADEKWATNY WYNIK, bo powinienem dodać jeszcze czas zbiegnięcia na dół( którego nie robię), ale traktuję ten wynik roboczo jako wskaźnik postępu/pogorszenia formy.
Po bieganiu stary znajomy wyciągnął mnie na picie, a ponieważ nie widziałem człowieka przez parę miesięcy, to nie miałem serca odmówić.
Wypiłem więc parę symbolicznych łyków piwa i wina, a język mojego dzisiejszego wpisu świadczy o tym, że udało mi się nie zalać w trupa ;)
Mam nadzieję, że przez noc nie stracę 20 kg mięśni i nie umrę.
Zmieniony przez - Pandarek w dniu 2011-10-09 00:51:05