Wprawdzie temat dotyczy odżywania, ale jest to krótkie pytanie, krótka dyskusja.
Obecnie ćwiczę na masę, mam ~ 10% tłuszczu (mierzone jakimś miernikiem "na ulicy" za free-średnio wierzę w tak niski wynik). Stosuje podstawowe zasady odżywania się, rano dużo węglów+białko z biegiem dnia więcej białka, po treningu konkret posiłek itd. Ogólnie staram się jeść zdrowo ale nigdy na siłę, zawsze smacznie a nie na umór.
Czasem jednak zdarzy się, że jestem na mieście i czuję, że to ten czas kiedy trzeba już coś zjeść, bo zacznie mnie ssać. I okazuje się, że w portfelu jest parę złociszy. Wiem, że nie stać mnie na żaden pełnowartościowy posiłek. Wtedy zawsze mam dylemat. Głodować tę parę godzin i w domu zjeść zdrowy posiłek, czy kupić sobie np. bułkę + tanią kiełbasę, lub jakieś chipsy, lub jogurt pitny + bułkę.
Generalnie podstawowe pytanie brzmi:
Lepiej zjeść słabe żarce czy nawet syf, ale nie głodować, czy przetrzymać 2 godziny i zjeść zdrowy posiłek?
Dodam, że nie jestem zawodowym sportowcem, że obecnie zalezy mi głównie na masie, że nie czuje się mocno otłuszczony, raczej mam
szybki metabolizm i nie wiążę mojej przygody na siłowni z czymkolwiek poważnym. Po prostu jestem zwykłym kolesiem, co nie chce wyglądać jak suchar i któremu zależy na tzw. good-looking
Zmieniony przez - K2_ w dniu 2012-10-02 23:50:15
Zmieniony przez - K2_ w dniu 2012-10-02 23:51:21