PIĄTEK- DT....no powiedzmy...trenowałam z kolezanką i tak...słabo wyszedł. musiałam się trochę do niej dostosować
1. OHP 4x8
20kg/22,5kg/22,5kg/,22,5kg--> wolę na samej sztandze i skupić sie odpowiednio na tempie
2.wyciskanie hantli 3x12
8kg?--> stwierdziłam, że dobiję sobie
3. wznosy bokiem 4x15
3kg (ostatnia seria jednorącz)
4. podciąganie na windzie...no comment (nie mój pomysł
)
5. wiosło sztangą 3x15
25kg
6. ht z gumą 3x12
4-kg
7. reverse hip etension 2x20 z piłką
matko boga...ile tych ćwiczeń wyszło...w zasadzie miałam wprowadzić porządek, ale chyba mi nie wyjdzie.
sobota,-DT
Tym razem wyszło lepiej, bo z konkretniejszą partnerką. z Franii to fajnie wychodzi trening, nawet lekkie domsy mam
1. Przysiad 15/15/15/8
30 kg/30kg/30kg/40kg--> zakres 15 powtórzeń zdecydowanie nie jest dla mnie
2. Leg curl z piłką 2 x 15
już dawno nie robiłam i zapomniałam jak "wrażeń" dostarca
3. Dips 3 x 15
Na maszynie
4. Wiosłowanie z rączka wyciągu dolnego 3x15
5. Hip thrust 4 x 20
50 kg --> ło matko, myślałam, że umrę
5. wznosy bokiem na wyciągu 3x15
+brzuch x4
1a. plank 30s
1b. serratus crunch 3kgx15
jedzonko jak zwykle nieliczone i trochę na wariata ostatnio robię...w ogóle jakoś ostatio za bardzo ciągnie mnie do prouktów 0 kcal. kupiłam paskudny sos zero kcal i osheee. oshee akurat wypiłam z przyjemnością, natomiast szukam kogoś,komu mogłabym wcisnąć ten sos...albo, niech zostanie na czarna godzinę. w każdym razie widzę, że takie rzeczy zdecydowanie nie są dla mnie.
tylko trochę niepokoi mnie ta skłonność do produktów zero. albo jem za mało kcal albo zbyt monotonnie. w zasadzie stawiam na jendo i drugie, bo właściwie już robię cbl- rano same
białka i tłuszcze, w kolejnych dwóch posiłkach to samo, tylko że dodaję sporą ilość warzyw, w 4 posiłku już się pojawiają "konkretniejsze" węglowodany, żeby wieczorem się naładować miksem węgli złożonych z prostymi.
damn, musze to podliczyć