Martucca
Poczułam się wywołana do tablicy, więc epistołę stworzę o ciąży mej.
Tak jak Marta wspomniała - absolutnie niczego nie planuj, bo nic nie jest takie, jakie myślisz, że jest i jakie będzie. Kiedy zaszłam w ciążę myślałam sobie: "ćwiczyć nadal będę, ciąża to nie choroba". I tak...przez pierwsze 3 miesiące miałam takie nudności, że odżywiałam się wyłącznie jabłkami, bananami i serem żółtym, a wejście na siłownię równało się natychmiastowemu pawiowi, tak na mnie zapach samczego potu działał. Kiedy ów feralny okres minął, zaczął się trymestr tłusty :). Świetne samopoczucie, śmigałam na siłownię (maszyny), wszędzie mnie było pełno, w pracy oczy przecierali ze zdumienia, że chce mi się pracować i dojeżdżać. Na siłowni skupiałam się na technice, nie na super obciążeniach, bo jak Obli napisała - to nie czas na bicie rekordów. W 8 miesiącu poczułam, że jestem już zmęczona, bolały mnie stawy, odpuściłam siłownię na rzecz basenu. Wiele się nie napływałam, bo wylądowałam w szpitalu z powodu małowodzia. Potem jeszcze aktywnie uczestniczyłam w remoncie i miałam wyrzuty sumienia, że
nic mi się nie chce. Ależ byłam głupia!!!
Oczywiście byłam nastawiona na poród sn. Niestety młody miał inne plany. Ani myślał się obrócić, na dodatek był duży. Acha! No i hit roku - nie zauważyłam, że rodzę. Całkiem przez przypadek, na spóźnionym USG okazało się, że wód ani kropli, a badanie wykazało rozwarcie już na 4 cm. Tzn coś tam czułam, ale myślałam, że to ma porządnie boleć, a nie takie kizi-mizi. Cesarki tak się bałam, że aż położna zwróciła uwagę, że nogi mi dygoczą.
Nie będę już pisać, co było po porodzie, za dużo tego i za bardzo bolesne. Myślę, że przeszłam coś na kształt depresji z powodu chorób młodego. Poważnie mnie też dotknęło to, że nie udało mi się utrzymać karmienia piersią i po 3 miesiącach przeszliśmy na butlę.
Tak więc, niczego nie planuj, na nic się nie nastawiaj. Myślę, że inaczej bym to wszystko przechodziła, gdybym nie miała takiej lukrowanej wizji macierzyństwa i gdybym za wszelką cenę nie próbowała udowodnić, że daję radę. Na dzień dzisiejszy wzięłabym L4 w 7 miesiącu (pracowałam do 2 tygodni przed porodem) i duuuuużo odpoczywała. Przestudiowałabym zagadnienie laktacji (bo też myślałam: "a co to a filozofia karmić, wyciągasz cyca i już"..no nie do końca tak jest, a w ogóle pominęłam ten temat w trakcie tych 9 m-cy). Prosiłabym o pomoc. Nie tylko męża, ale też inne osoby. No i inaczej wyglądałaby gadka w szpitalu, nie pozwoliłabym już pediatrze i położnym (które okazało się g... wiedzą o przystawianiu dziecka i laktacji) po sobie jeździć.
Tylko Ty wiesz, na ile możesz sobie pozwolić. Tak jak napisała Arphiel - jeśli masz wątpliwości, czy możesz, czy dasz radę - odpuszczaj. Jednocześnie rozumiem presję otoczenia - ja się nikomu poza mężem nie przyznałam, że chodzę na siłownię. Raz mnie szwagierka przyłapała na basenie, ale to jeszcze rodzina była w stanie zaakceptować (hehe...vide temat z tamponem
) Jednego możesz być pewna - niczego nie możesz być pewna..
powodzenia!