Mistrzostwa Europy OCR 2019 Gdynia
Jak już wspomniałam, fantastyczna atmosfera i super impreza Rewelacyjny doping z każdej strony, w tym także od naszych zagranicznych gości
W piątek biegłam Standard Course w kategorii wiekowej 35-39. Ciężka trasa, ponad 15km i jakieś 65-70 przeszkód.
Ogólnie nastawienie na luzie Forma kiepska, brak regularnych treningów w ostatnim czasie, więc nie nastawiałam się na wiele. Dlatego byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, bo do 40 przeszkody wszystko szło od strzała, bez błędu Udało się pokonać wiele ciężkich przeszkód, na których wyprzedzałam inne dziewczyny. Niektóre oddawały opaski już na wcześniejszym etapie, więc stwierdziłam, że nie jest ze mną tak źle
Przeszkoda nr 40 sprawiła mi trochę trudności i zabrała mnóstwo siły. Przekombinowałam za pierwszym razem i spadłam Udało się dopiero za 3 razem.
Kolejne przeszkody już szły różnie, czasem za pierwszym razem a czasem za 2-3. Czułam wyraźnie, że siły coraz mniej a chwyt coraz słabszy, ale byłam bardzo zadowolona.
Dotarłam do przeszkody nr 51 o ciekawej nazwie - Kapitan Hook Pozioma rurka, po której trzeba było sie przesuwac za pomocą metalowych haków. Na dodatek dość nisko nad ziemią, więc trzeba było ugiąć nogi co utrudniało zadanie (wcześniej spotykałam taką przeszkodę w wersji wysokiej, gdzie mozna było swobodnie zwisać). Samo przesuwanie haków nie było trudne, ale trafienie w dzwonek juz tak - był wysoko nad rurką. Jedyna opcja to podciagnąć się na hakach. No i tak zrobiłam - podciągnięcie i wyskok do dzwonka. Niestety uderzyłam ręką w hak, który wyskoczył do góry i spadając uderzył mnie prosto w twarz Taki sport... W efekcie rozcięty nos i spuchnięta warga . W dzwonek nie trafiłam
Chwile odczekałam az krew przestanie lecieć i zrobiłam kolejną próbę, tym razem udało się i nic sobie nie zrobiłam
Niestety po tej przygodzie bolała mnie głowa, nos i miałam lekkie zawroty. Na kolejnej przeszkodzie po 2 nieudanych próbach oddałam opaskę, bo czułam że jest kiepsko. Po drodze podchodziłam do każdej przeszkody (oprócz siatki rozwieszonej wysoko nad ruchliwą drogą). Część udało się zrobić, na innych poległam
Spędziłam na trasie prawie 5h Nie nastawiłam sie na tyle, w końcu to nie bieg górski, dlatego wziełam tylko jeden żel. Śniadanie jadłam jakieś 2,5h przed biegiem, więc zdążyłam porządnie zgłodnieć, w brzuchu mi burczało Pewnie po części to wpłyneło na brak sił.
Pomimo braku opaski bardzo się ciesze, ze tyle udało mi się zrobić. Dodatkowo forma nie była taka jak planowałam, wiem że stać mnie na więcej i mogę jeszcze powalczyć W końcu uwierzyłam, że te przeszkody wcale nie idą mi tak żle
Zdjęć jeszcze nie ogarnęłam, filmik mam póki co jeden. Lekki niedoczas u mnie
Wrzucam film z jednej z trudniejszych przeszkód, choć w piątek była juz w wersji uproszczonej - dzwonek zaraz za siatką. W czwartek na krótkim dystansie po siatce był jeszcze jeden element do zrobienia i ta przeszkoda zebrała chyba najwieksze żniwo opasek
W sobotę za to sztafeta. 3 osoby i 4 odcniki - biegowy (mało przeszkód), siłowy (sporo dziwgania) i techniczny czyli trudne przeszkody. Ja od początku nastawiłam sie na zmiane siłową. Po czwartkowym biegu kolezanka poprosiła o zmiane siłową, bo nie czuła się pewnie na przeszkodach. Ja razem z drugą kolezanką postanowiłam, że podzielmy się w zalezności jak nam pójdzie w piątek. No i mi poszło na przeszkodach znacznie lepiej, więc zostałam wybrana do tej najtrudniejszej zmiany Niestety byłam bardzo zmęczona po piątkowym biegu i tym razem poległam na bizonie (czyli przeszkodzie z filmiku). Szkoda, bo przez to nie ukończyłymsy sztafety w elicie. Za to część wspólna była mega zabawą, biegłyśmy z wielką belką, pokonując po drodze ruchomą rurę, do której trzeba było wejść
Teraz myślę, że lepszym rozwiązaniem byłoby pobiec krótki dystans w czwartek, odpoczać w piątek i wystartowac w sztafecie. Wtedy zrobiłabym te wszystkie przeszkody ze sztafety. Ciekawe jakby mi poszło na ktrókim dystansie. Póki co mniej więcej po 3h na trasie zaczynam odczuwać zmęczenie, a po 4h zupełnie na mam sił.