reset głowy, to jest to ciało nie odpoczęło, ale takie zmęczenie to nic.
W piątek wybraliśmy dłuższą trasę- 17 km w ok 5 godzin z przerwami. Byliśmy w najwyższym browarze w Europie Środkowej- Browar na Lucni boudzie w Karkonoszach na wysokości 1410 m. n.p.m. Pogoda nas zaskoczyła, wiedziałam że może być zimno, ale nie aż tak u góry było 5 stopni i mega mroźny wiatr... na szczęście nie padało, to jest w sumie najważniejsze. Piwa nam się nie chciało w taką pogodę, na szczęście mieli rosół wołowy i herbatkę.
Jak wróciliśmy rozbolało mnie gardło i byłam tak zmarznięta, że reszte wieczoru spędziłam pod kołdrą.
Sobota- nogi już nie te, czyli krótsza trasa 8 km i mniej podejść. Pogoda się zmieniła- słoneczko i ciepło, ale też nie wchodziliśmy tak wysoko. Po trasie termy i sauny mmmm.
No i dzisiaj już w domu ychh
Nóżki bolą, ale góry są mega resetem. Piękne miejsca mamy w Polsce, szczególnie właśnie góry w które wracam co roku, chociaż na weekend. Piękna odskocznia.
Śniadania to był omlet jaglany z masłem orzechowym i bananem. Na trasie kawa i baton mojej roboty, Potem placki ziemniaczane, gulasz wołowy a drugiego dnia schabowczak z kapustą. Kupiłam też oscypki na zapas. Wczoraj sobie usmażyłam na kolację mmmmm niebo w gębie.
Troszkę zdjęć:
http://www.sfd.pl/DT_cod123-t1098138.html
moje zmagania w Kuchni: http://www.sfd.pl/[BLOG]_COD_w_kuchni-t1121985.html