SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Spawareczka wychodzi z krzaków

temat działu:

Ladies SFD

słowa kluczowe: , ,

Ilość wyświetleń tematu: 70912

Nowy temat Wyślij odpowiedź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 48 Napisanych postów 885 Wiek 41 lat Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 17458
shadow78
Piękna historia, dużo w niej wytrwałości i determinacji, moje uznanie:) Ja też jestem choleryk z natury, a sport pozwala mi- tak jak Tobie - ukierunkować wewnętrzne szaleństwo pozytywnie.

Studia pamiętam przez obłok dymu i kieliszek, zupełnie inaczej niż dzieciństwo i młode lata na awf-ie... Jeśli był sport przed studiami i po studiach - czy to oznacza, że studia psują człowieka?

Powodzenia jutro!


nie można obwiniać systemu edukacji
U mnie akurat nawarstwiło się wiele okoliczności sprzyjających obranemu kierunkowi, a że akuratnio byłam mało asertywna.... życie:) jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz

" - Tato.... - ciągnąłem słabym głosem. - Nie jestem pewien co robić, ledwie mogę się ruszać..
- Synu.... - powiedział z nagłą determinacją. - jeśli nie możesz biec, idź. Jeśli nie możesz iść, czołgaj się. Rób to, co musisz i nigdy, przenigdy się nie poddawaj.

Zamknął oczy i mocno mnie uścisnął. Wyciągnąłem rękę i położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Tak zrobię, tato - wymamrotałem. - Nie poddam się.
Rozluźnił uścisk, a wtedy moja głowa bezwładnie opadła na brzuch. Rozłożyłem ręce i nogi a potem postąpiłem tak, jak radził - zacząłem się czołgać."

http://www.sfd.pl/Spawareczka_wychodzi_z_krzaków-t1033235-s9.html 

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 48 Napisanych postów 885 Wiek 41 lat Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 17458
Wczoraj wykonany trening z Kettlami - na szczęście nie obejmował nóg, ale w plecy, ramiona i łapki poszło ładnie:)

Spałam od 00:30 do 10:00 - zupełnie inny człowiek. Tak to ja mogę lecieć w las na cala noc:)

Micha na dziś
:
1. Makaron owsiany ze szpinakiem, cebulą, czosnkiem, olej kokosowy + pomidor
2. JW
3. Pieczywo ziarniste na zakwasie + dżemor własnej roboty (z cukrem niestety, ale przed biegiem nie zaszkodzi)

Na bieg:
Batony musli własnej roboty (przepis nizej - rewela - polecam)
Mieszanka studencka
Owoce na punktach odżywczych i pierogi z jagodami lub rosół na 81 km (zobaczymy w jakim stanie będzie żołądek)

Pogoda póki co nie jest najgorsza. Pełne zachmurzenie, ale i tak dość ciepło. Muszę wykorzystać najefektywniej pierwsze 12-15 h biegu, kiedy jeszcze wieczorno-nocno-poranny chłodek da spokojnie oddychać. Od godziny 10-11 w piątek zapowiadają straszną parówę, wiem, ze moja głowa potrafi wytłumaczyć organizmowi, ze to nie ma znaczenia, ale jednak ubytek płynów i konieczność przekierowania mocy na chłodzenie organizmu trochę spowalniają.

Ogarniam przepaki i około 13:30 wyruszam!
Nich moc bedzie ze mną! :D

Przepis na batonu musli:
100 g platkow owsianych
30 g moreli (pokroić)
30 g rodzynek
20 g słonecznika
20 g sezamu
10 g wiórków kokosowych
3 łyżki zmielonego siemienia lnianego
sól
50 gram daktyli (zalać uprzednio 70 g wrzątku, namoczyć i zmiksować)
35 g masła kokosowego
75 g ciepłej wody

wszystko wybełtać, odstawić na 15-20 minut, przełożyć do wyłożonej papierem do pieczenia blaszki, uformować prostokąt o grubości +/- 1,5-2 cm, piec 25-30 minut w 160 stopniach (z tegmoobiegiem).
Po upieczeniu odstawić do ostygnięcia, powycinać dowolne kształty i szamać :)


" - Tato.... - ciągnąłem słabym głosem. - Nie jestem pewien co robić, ledwie mogę się ruszać..
- Synu.... - powiedział z nagłą determinacją. - jeśli nie możesz biec, idź. Jeśli nie możesz iść, czołgaj się. Rób to, co musisz i nigdy, przenigdy się nie poddawaj.

Zamknął oczy i mocno mnie uścisnął. Wyciągnąłem rękę i położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Tak zrobię, tato - wymamrotałem. - Nie poddam się.
Rozluźnił uścisk, a wtedy moja głowa bezwładnie opadła na brzuch. Rozłożyłem ręce i nogi a potem postąpiłem tak, jak radził - zacząłem się czołgać."

http://www.sfd.pl/Spawareczka_wychodzi_z_krzaków-t1033235-s9.html 

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 48 Napisanych postów 885 Wiek 41 lat Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 17458
PS. Waga 66,8. Jetsem wege od 3 m-cy. 3 kg w dół bez ciśnień i pilnowania michy. Targam kettle większe niż na żarciu odzwierzęcym. Dziś okaże się jak biegam


Zmieniony przez - Spawareczk w dniu 2015-07-16 11:17:39

" - Tato.... - ciągnąłem słabym głosem. - Nie jestem pewien co robić, ledwie mogę się ruszać..
- Synu.... - powiedział z nagłą determinacją. - jeśli nie możesz biec, idź. Jeśli nie możesz iść, czołgaj się. Rób to, co musisz i nigdy, przenigdy się nie poddawaj.

Zamknął oczy i mocno mnie uścisnął. Wyciągnąłem rękę i położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Tak zrobię, tato - wymamrotałem. - Nie poddam się.
Rozluźnił uścisk, a wtedy moja głowa bezwładnie opadła na brzuch. Rozłożyłem ręce i nogi a potem postąpiłem tak, jak radził - zacząłem się czołgać."

http://www.sfd.pl/Spawareczka_wychodzi_z_krzaków-t1033235-s9.html 

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 452 Napisanych postów 5813 Wiek 45 lat Na forum 11 lat Przeczytanych tematów 438654
Batony świetne, a z Ciebie szalona dziewczyna:) Jak zwykle, liczę na relację nie tylko z trasy, ale i ze stanów wewnętrznych podczas biegu :)

This is the best deal you can get.

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 550 Napisanych postów 7987 Wiek 47 lat Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 99207
Gdy konczylas, jechalem rowerem, ale wiem, sledze ;) Serdecznie gratuluje przesuniecia granicy zasiegu napedu noznego !!! Z wrazenia lece poplywac ;)

Brawo !

Aktualny dziennik: http://www.sfd.pl/_DT_Xzaar._Triathlon,_cel_Double_IronMan_2017_-t1018057-s340.html

Cele 2016:

1. Sieraków Triathlon dystans 1/4 IM - http://triathlonsierakow.pl - 28.05.2016 - 02:34:12
2. Challenge Venice dystans IM - http://www.challenge-family.com/challenge-venice/ - 05.06.2016 11:47:48
3. Challenge Poznań ME dystans IM - http://challenge-poznan.pl - 24.07.2016 11:35:22
4. Ironman 70.3 Gdynia - http://ironmangdynia.pl/pl/ - 07.08.2016

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 48 Napisanych postów 885 Wiek 41 lat Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 17458
Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich, Dystans Super Trail – 130 km.

Na stracie duszno i porno. Na 15 minut przed startem podczas ostatniej rozmowy telefonicznej z moim Arturem poryczałam się ze strachu. Z jednej strony poczucie siły i woli walki potęgujące się w nieskończoność i rozpierające ducha. Z drugiej pokora i świadomość dystansu wymieszana z niejednokrotnym już przeca sponiewieraniem fizycznym i psychicznym.



29,5 stopnia na starcie, tuż przed 18:00. Pociłam się jak prosiak na stojąco. Ja wiem – słabo toleruje upały na co dzień. Jednak podczas biegu włącza się jakiś mechanizm, który być może i osłabia, ale nie pozwala na odcięcie.. o czym przekonam kilkanaście godzin później.

Start spokojny w myśl zasady „im wolniej zaczynasz, tym szybciej kończysz”. Zaliczyłam pierwsze mini kryzysy już na 15-20 km. To był znak-sygnał – Monia! Pij! Na pierwszym punkcie dokonuję odkrycia wszechczasów – cola! Jeśli nie pije się tego badziewia na co dzień, cukry proste walą takiego pika glukozowego, że gotowam góry przenosić. Od tej pory wygazowana cola na pół z wodą towarzyszą mi na każdym punkcie.

Czekałam spokojnie na zmierzch, bo moja moc przychodzi po zmroku. Kiedy inni tracą -orientację i zaczynają być senni, ja budzę się, wyostrzają mi się zmysły, widzę, słyszę i czuję więcej, dostaję kopniaka mocy i błogosławieństwo do świtu. Podchodzę szybko, zbiegam jak harpagan. Całkiem nieświadomie i bez planu zaczęłam zabawę od 2 punktu odżywczego, kiedy upalne po upalnych 32 km przszdl chłód nocy, lasu i wysokości. Doganiam dziewuchy, które galopowały jak rącze łanie na samym początku. Zapominam o kijkach, wracam do punktu, odskakują mi znów na chwilkę.

Lecę w trasę, spokojnie, swoim tempem, przecie i tak wiem, ze nie wycisnę więcej, niż mogę wycisnać
Na Śnieżnik (1425 m npm) wbiłam się nawet nie wiem kiedy. Dopiero, kiedy zaczął się techniczny zbieg po Kamolach, zapytałam jednego z biegaczy gdzie jest ta góra? Poinformował mnie, że właśnie z niej zbiegamy. Nie poczułam – leciałam!

Kolejny punkt na 47 km – znów spotykam dziewuchy. Tym razem nie zapominam o kijaszkach. Brzask – musze wykorzystać końcówkę mocy i nocy. To była właśnie ta chwila, kiedy wciągnęłam jednego z dwóch żeli energetycznych, które staram się trzymać na czarną godzinę –najlepiej nie używać w ogóle. Tuptam sobie spokojnie za dziewuchami, przypałętał się jakiś człowiek, gaworzymy przez chwilę trzymając tempo. Dziewczyny słabną a my nie. Nie chce jeszcze atakować, bo wiem, ze mam przed sobą sporą górkę. Zaczyna się kilkukilometrowy lekki zbieg po asfalcie. Wbijam się na pobocze i wyprzedzam dziołchy. Wyraźnie strudzone.







Pokonuję kolejne wzniesienie, etapami towarzyszy mi kolejnych dwóch panów, każdy ma swoją historię, przelaltujemy kawałek i na 64 km, który oznacza dla mnie połowę dystansu, wypijam szybko kubek rosołu, napełniam bukłak i lecę dalej. Dziewczyny, które doleciały za mną zostają na punkcie odżywczym i nie widzę ich już do końca biegu.
Słońce od bladego świtu operuje niemożebnie. Wbijam się na bezwietrzny, gorący asfalt, który o ile w lesie był do zniesienia, tak na otwartej przestrzeni wydawał się topić pod stopami. Przekraczamy granicę z Czechami. Pepikowo właśnie wita mnie pierwszym kryzysem. Otwarta przestrzeń, łaka, zero wiatru i cienia. W perspektywie najmniej kilometr do lasu. Lezę. Człapię. Rozglądam się za jakimś strumieniem. Nic w zasięgu wzroku. Stawiam te malutkie kroczki jak wówczas, kiedy w wieku kilku lat goniłam za moim świętej pamięci Ojcem, który stawiał w lesie jeden krok i żeby nadążyć, musiałam postawić najmniej trzy kroczki tymi małymi nóżkami, potykając się o kamienie… Potrafię nie myśleć o nim miesiącami, ale kiedy jestem sama w lesie i kryzysie, zawsze przychodzi i zaciesza do mnie pod nosem. Doszłam do brzegu lasu, z ziemi wystawała jakaś rura z której wyciekała woda. Namoczyłam chustę, obmyłam się, ruszyłam dalej.

Droga pięła się w górę, przyczepił się do mnie jakiś gość, który na początku wydawał mi się przesadnie cwany, ale szybko spokorniał… szamaliśmy po drodze poziomki mocy, lecieliśmy w trybie zdechlaka - 200/50 ( dwieście kroków biegiem, pięćdziesiąt marszem . Dotuptaliśmy razem od 100 km. Tu dowiedziałam się, ze jestem druga wśród kobiet, co ewidentnie dodało mi skrzydeł. Założyłam czapkę i okulary, cała wytaplałam się w wodzie i poszłam ogniem do lasu. Nogi jak kołki, jakieś pęcherze chlupał w butach, przegrzany karczek, 30 km do mety. Na tym etapie biega się w amoku z punktu do punktu.
Droga wiła się po lesie, czasami jakieś krótkie odcinki po polanie, kilka stromizn do pokonania – życie. Kilkanaście godzin biegu, myśli i postrzega się inaczej. Czas chwilami przelatuje przez palce, bywa, ze minuta trwa wieki. W głowie mam większość biegów ultra, które już zaliczyłam. Fragmenty trasy do złudzenia przypominają takie, którymi już biegałam. Mam dosc – obiecuję sobie dłuższy odpoczynek po dobiegnięciu do mety. Nie mam już na to siły (prawa, lewa) Chce mi się piwa, które mam w plecaku na mecie (prawa, lewa) , wody po ogórkach i pomidorów z solą ( raz, dwa, trzy, cztery). Chce mi się do Artura, gapić się z nim nocą w niebo i oglądać gwiazdy( długa noga - biegnie głowa). Dogania mnie jakiś gość i wybija ze swiata, w którym nie ma bólu. Mówi, ze nie ma siły, że gorąco, że boli – przecie ja to wiem.... Ze się podłaczy, bo mam dobry rytm, a jego kolega pogonił do przodu.

Zaczynamy rozmawiać, okazuje się, że zupełnie normalny, jest dobrze, mamy plan, dolatujemy od 112 km . 18 km w 3 godziny – taki jest zamysł. Bardzo realne tempo patrząc na warunki, przewyższenie i dyspozycję. Penetrujemy centrum miasta. W Dusznikach powietrze stoi – jakaż adekwatna nazwa. Wbijamy się w pola, kolega dyszy. Grzeje w czapę niemożebnie, jest co najmniej milion stopni. Moja klima przestaje działać, mam gęsią skórkę, kolega dyszy. Prosi o postój w cieniu. Nie zwykłam stać, nie staję i nie siadam podczas biegu ( zatrzymuję się tylko w przepaku podczas napełniania bukłaków). Odpoczywamy. Raz, drugi, trzeci. Kolega pada. Reanimuję go chustą zamoczoną w izotoniku. Widoczna poprawa. Doganiają nas zawodnicy, który rezygnują z dłuższego dystansu rozgrywanego równolegle, ratują wodą. Postanawiamy spokojnie zejść do najbliższej miejscowości. Kolega daje rade się przemieścić, zdecydowanie zwalniamy. Czuję zapas sił i niedosyt, ale świadomość tego, ze trzeba pomóc jest silniejsza i dyktuje takie, a nie inne zachowania.

Wpadamy do wiejskiego sklepu. 7-8 km przed metą. Kupujemy wodę, Kolega znów ma zjazd. Wzywamy pogotowie, przyjeżdża po 5 minutach. Widzę, ze w oddali nadciągają jakieś kobity. Ze zrozumieniem towarzyszy żegnam się z ekipą i lecę dalej w obronie pozycji.

Energia zgromadzona podczas holowania Kolegi idzie w obieg, zasuwam, jakbym dopiero wystartowała. Zaczynając podejście miałam dziewuchę 200 metrów za sobą. Wydarłam pod górę i choć nogi płonęły żywym ogniem, leciałam jak szalona. Zaczął się długi zbieg – to, co uwielbiam i na czym nadrabiam. Poszłam w pola pełnym ogniem. Asfalt, gorąc, las, prawa, lewa, woda po ogórkach, piwo, Artur, prawa, lewa… wpadam do miasta. Znajomi jednego z towarzyszących mi wcześniej Panów kibicują. Kilkaset metrów asfaltem z górki i deptak główny i meta. Nogi mam zbetonowane, do śmietnika biegnę, do słupka idę, do skrzyżowania biegnę, przechodzę przez pasy – biegnę. Widzę metę, biegnę…. Przyspieszam, ból znika… nie ma niczego i jest wszystko jednocześnie.…..

Jest ulga, jest szczęście, adrenalina przestaje działać, mózg przyjmuje sygnały od ciała, jest miazga, jest uśmiech, kolejna granica przekroczona, kolejna misja rodzi się w głowie.

…. I tak patrzyłam na Zawodników przez duże „Z”, który biegli na 240 km i w Krynicy – Zdrój mięli przepak. Współczułam im, podziwiałam..i zazdrościłam. I choć wczoraj uważałam ich za szaleńców, dziś przy piwie, wodzie po ogórkach, Arturze i ze stopami w misce z wodą i solą, mówię….. 240 ? może za rok?

130 km – 22 h 26 min
Open: 28/85
K:2/6
około 14 litrów płynów
pobity rekord niesikania – 25 h


Ładnie to wygląda za szkłem… ale żaden puchar i nagroda nie oddadzą tego, co dała mi ta przygoda. Żadna ilość kawy nie da takie energii, najcenniejsze jest to, co niematerialne, tego nie można kupić… to wszystko jest za darmo. Wystarczy pochylić się i sięgnąć…. i żreć życie, zanim ono zeżre Ciebie!!!








Odnośnie emocji.... tak wyglądał mój znajomy - organizator Chojnik Festiwalu po przekroczeniu mety jako pierwszy na dystansie 130 km. To jest życie, to jest ból, to są emocje, to szczęści ei euforyczna radosć wymieszane z cierpieniem i upokorzeniem. To jak umrzeć i urodzić się na nowo. To jak egzystencjalny koktajl mołotowa......














Zmieniony przez - Spawareczk w dniu 2015-07-19 01:31:59

Zmieniony przez - Spawareczk w dniu 2015-07-19 01:35:02
6

" - Tato.... - ciągnąłem słabym głosem. - Nie jestem pewien co robić, ledwie mogę się ruszać..
- Synu.... - powiedział z nagłą determinacją. - jeśli nie możesz biec, idź. Jeśli nie możesz iść, czołgaj się. Rób to, co musisz i nigdy, przenigdy się nie poddawaj.

Zamknął oczy i mocno mnie uścisnął. Wyciągnąłem rękę i położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Tak zrobię, tato - wymamrotałem. - Nie poddam się.
Rozluźnił uścisk, a wtedy moja głowa bezwładnie opadła na brzuch. Rozłożyłem ręce i nogi a potem postąpiłem tak, jak radził - zacząłem się czołgać."

http://www.sfd.pl/Spawareczka_wychodzi_z_krzaków-t1033235-s9.html 

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 452 Napisanych postów 5813 Wiek 45 lat Na forum 11 lat Przeczytanych tematów 438654
GRATULACJE! Piękny opis, przepiękna przygoda:) Autentycznie wzruszam się, czytając takie opisy, jak Twój... Gratuluję, i wytrzymałości, i podejścia do życia... :) To niesamowite, że na takim wysiłku myślisz o koledze, który potrzebuje pomocy... szacun!

Mam nadzieję, że jak zdecyduję się za parę lat na jakiś ultra, to uda się spotkać Cię na trasie:)

This is the best deal you can get.

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 162 Napisanych postów 1911 Wiek 46 lat Na forum 9 lat Przeczytanych tematów 22953
Gratuluję udanego startu a jeszcze bardziej gratuluję umiejętności pisania/opowiadania o tym. Rewelacja

"If you want to spend hours at the gym every week that’s cool, you can.
Or you can focus a bit each day on only the most important and impactful exercises, so you still have plenty of time and energy left to get out there and enjoy LIFE"

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 386 Napisanych postów 9908 Wiek 51 lat Na forum 11 lat Przeczytanych tematów 178038
Monika, jesteś WIELKA - duchem, hartem, wszystkim! Czapki z głów - MISTRZYNI!!!
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 39 Napisanych postów 3267 Wiek 48 lat Na forum 10 lat Przeczytanych tematów 134398
Spawareczka, dzięki, że jesteś na forum i chce Ci się pisać relacje, od których starej babie oczy wilgotnieją... Niesamowita siła ciała i woli, gratuluję!
Nowy temat Wyślij odpowiedź
Poprzedni temat

Głodnej baby dziennik

Następny temat

Zuzka light

WHEY premium