ajronmen
Powiem Ci, że masz Kobieto dopiero wytrzymałość.... ;) :D Dla mnie 10 km na bieżni to chyba, jeśli o przeliczniki chodzi, 42 195 metrów w terenie ;)
A z innej beczki: Twój kilometraż miesięczny to pi razy oko 200. Nie zwiększałaś go przed większymi wyzwaniami? Masz jakieś konkretne plany treningowe czy jedziesz na oko? Po jakim czasie te 200 przestało być wyzwaniem a zaczęło normą? ;)
Dokładam jedynie długie wybiegania w górach, tzn. zwiększam dystans. Na miesiąc przed startem schodzę powoli z obciążeń, a dwa miesiące poprzedzające ten okres, to szczyt zapierdzielu. Biegam wówczas 240-260 km/mc. W pierwszym sezonie startowym byłam tak przerażona i zdeterminowana, ze biegałam po 280-300 :) teraz już wiem, ze tyle nie trzeba, poza tym, nadrabiam treningiem z Kettlami.
Przełamanie i granicę przetrenowania przy przekraczaniu 200 km/mc odnotowałam przy przygotowaniach do pierwszego maratony płaskiego. Później już jakoś z górki. Być może skoczyłam na jakiś wyższy poziom fizjologiczny.
" - Tato.... - ciągnąłem słabym głosem. - Nie jestem pewien co robić, ledwie mogę się ruszać..
- Synu.... - powiedział z nagłą determinacją. - jeśli nie możesz biec, idź. Jeśli nie możesz iść, czołgaj się. Rób to, co musisz i nigdy, przenigdy się nie poddawaj.
Zamknął oczy i mocno mnie uścisnął. Wyciągnąłem rękę i położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Tak zrobię, tato - wymamrotałem. - Nie poddam się.
Rozluźnił uścisk, a wtedy moja głowa bezwładnie opadła na brzuch. Rozłożyłem ręce i nogi a potem postąpiłem tak, jak radził - zacząłem się czołgać."
http://www.sfd.pl/Spawareczka_wychodzi_z_krzaków-t1033235-s9.html